piątek, 2 lutego 2024

NOWY POCZĄTEK - część 10a

Kochani, zgodnie z obietnicą wstawiam kolejną część mojej opowieści. Życzę dobrej lektury ☺️.

/Tym razem podzieliłam ten odcinek na dwie części. A dlaczego - dowiecie się sami/

NOWY POCZĄTEK - część 🔟 a

Po powrocie do Gdańska, Ula postanowiła zrealizować jedno ze swoich niespełnionych marzeń: poszła na kurs prawa jazdy. Ku swemu zaskoczeniu, była pojętną słuchaczką i bez problemu zaliczyła część teoretyczną i praktyczną. Najbardziej obawiała się zasiąść za kierownicą, ale trafiła na bardzo sympatycznego i cierpliwego instruktora.

Kiedy odbierała nowiutkie prawo jazdy, po prostu się popłakała.
- Gratulacje, Ulka - Julia uściskała ją serdecznie. - Wiedziałam, że ci się uda.
- Dzięki, Julka. Aż w to nie wierzę…
- No to uwierz. Teraz będziesz wreszcie mogła wsiąść we własne cztery kółka.
- A jeśli nie, to przynajmniej będzie drugi kierowca w rodzinie. Do tej pory to tylko Ala była jedynym kierowcą.
Szef także był zadowolony z tego, że Ula zdała prawo jazdy, i w nagrodę odstąpił jej służbowy samochód, granatowe Renault Clio. Od pierwszej chwili przypadł jej do gustu, zresztą dla siebie samej nie potrzebowała więcej. Dzięki temu mogła swobodnie jeździć do Berlina, a dzięki temu, że miała w samochodzie radio z odtwarzaczem CD, słuchała w trasie piosenek Andrei Berg, które bardzo jej się spodobały.

Kurs prawa jazdy tak bardzo pochłonął Ulę, że zanim się obejrzała, już nadszedł grudzień - a z nim Święta Bożego Narodzenia. Oczywiście ten cudowny czas miała spędzić w Rysiowie, z tatą, Alą, Jaśkiem i Beatką.
- Już nie mogę się doczekać Świąt w Rysiowie. Wieś to nie to samo co duże miasto.
- No tak. I kiedy jedziesz?
- Jeszcze nie wiem, ale pewnie dzień przed Wigilią.
- Jedziesz pociągiem czy samochodem?
- Wiesz co, pojadę swoim nowym samochodem. To będzie moja pierwsza trasa do Rysiowa. Mam tylko nadzieję, że będę miała dobre warunki na drodze.
Ula uprosiła Wernera, czy zgodzi się na jej prywatny wyjazd służbowym samochodem na Święta do rodzinnego domu, a on zgodził się i wydał jej odpowiednie upoważnienie. Bez tego nie mogłaby jechać do Rysiowa.
Wieczorem rozmawiała z Jaśkiem i zapowiedziała, że przyjedzie na Święta. Nie chciała go od razu informować, że to ona zabierze ich do Rysiowa; uprzedziła tylko, że zrobi u nich postój na toaletę. Brat bardzo się ucieszył i podał jej adres mieszkania Ali.
- Rozmawiałam z Jaśkiem - powiedziała wieczorem do Julii. - Mój brat jeszcze nie wie, że przyjadę po nich swoim samochodem.
- Zaskoczysz ich - uśmiechnęła się przyjaciółka.
- O tak. Tyle razy mnie wałkowali, żebym zrobiła prawo jazdy - to teraz będą mieli niespodziankę.

Ula wyruszyła do rodzinnego domu dosyć wcześnie, a Julia uściskała ją na drogę i życzyła dobrego pobytu z rodziną.
Trasa z Gdańska do Warszawy minęła jej bardzo szybko, dzięki słuchanym w samochodzie piosenkom Andrei Berg. Również warunki na drodze jej sprzyjały. Jechała wolno, spokojnie, nie spiesząc się. Bez problemu dotarła pod mieszkanie Alicji i zatrzymała się u brata. Jasiek i Kinga już byli spakowani i czekali za podwózką w osobie taty Kingi.
- Ładnie tu u was - stwierdziła, kiedy brat oprowadził ją po mieszkaniu.
- Dla nas dwojga nic więcej nie trzeba - uśmiechnęła się Kinga. - Każdy ma osobny pokój, mamy swoją przestrzeń, jeśli chcemy się przygotować do sesji. No i czujemy się tutaj swobodniej niż w akademiku. 
- I nie tracimy kasy na wynajem - dodał Jasiek. - Na szczęście Ala nie zdziera z nas za mocno za mieszkanie.
 Kinga spojrzała na swój telefon i zmartwiła się.
- Kurczę, tata nie odbiera - westchnęła. - A nie wiem, o której pojedzie autobus.
- Ale nie musicie się martwić - pocieszyła ich. - Pojedziemy moim samochodem.
- Twoim samochodem? Nie mów, siostra, że masz prawo jazdy.
- No mam. Zrobiłam niedawno prawo jazdy; i dostałam od szefa służbowe Renault Clio. Tak więc chętnie was zabiorę do Rysiowa.
Ucieszyli się i przyjęli ofertę podwózki.

Ula zaparkowała sprawnie swoje autko pod bramą nr 8 w Rysiowie. Jasiek wypakował walizkę Kingi z bagażnika i razem z dziewczyną poszli na chwilę do Matysiaków. W tym czasie po przeciwnej stronie pojawił się Maciek. Na widok przyjaciółki otworzył szeroko oczy i usta.
- Wow... - wykrztusił tylko. - Czy to ty, czy mnie oczy mylą?
- To naprawdę ja - zarumieniła się. - No, nie patrz tak na mnie. Tak, mam w końcu prawo jazdy, a to maleństwo to moje służbowe.
- Mówiłem, że szalejesz w tym twoim Gdańsku - roześmiał się. - Otworzyć ci bramę?
- Otwórz, proszę. Nie chcę zostawiać mojego samochodu przed domem; żeby nikt mi nie zakosił.
Przyjaciel otworzył dla niej bramę, a Ula sprawnie wjechała do środka. Razem z Maćkiem weszli do domu Cieplaków (on wniósł jej walizkę do środka).
- Nie zostaniesz na herbatę? - zapytała dziewczyna.
- Nie, dzięki. A ty pewnie jesteś zmęczona po takiej długiej trasie.
- Może trochę.
W korytarzu pojawił się ojciec, słysząc znajome głosy. Na widok pierworodnej bardzo się ucieszył.
- Ulcia... przyjechałaś - powiedział, ściskając ją mocno.
- Przyjechałam, tato. Święta bez was to nie Święta.
- Ulcia, Ulcia! - Beti skakała wokół niej jak rozradowany psiak. - Czemu tak długo cię nie było?
- Byłam przecież na Wszystkich Świętych - przypomniała. - A poza tym, ciężko pracuję. Często kursuję między Gdańskiem a Berlinem.

Ula wypiła herbatę i opowiedziała ojcu, jak wygląda jej życie w Gdańsku. Dopiero teraz, gdy była wśród najbliższych, naprawdę czuła się jak w domu.

Późnym popołudniem do domu dotarła także Alicja. Jeszcze przed Świętami w "Febo & Dobrzański" było pełno do zrobienia i kobieta wracała dosłownie spać. Tym razem, mimo zmęczenia, zauważyła nieznany jej samochód. Od razu się tym zainteresowała.
- Józek, czyje jest to granatowe Clio? Nigdy go tu nie widziałam.
- To moje służbowe - powiedziała Ula nieśmiało. - Witaj, Alu.
Kobieta uściskała ją serdecznie.
- Masz w końcu prawo jazdy? - ucieszyła się.
- Tak; a to maleństwo dostałam od szefa. Przywiozłam tutaj Jaśka i Kingę, bo jej tata nie odbierał.
- No proszę. I jak się czujesz jako kierowca?
- Bardzo dobrze. Na początku bałam się wsiąść za kółko, ale nabrałam pewności i teraz już jeżdżę.

- Przygotowałem dla ciebie łóżko w twoim dawnym pokoju - powiedział do niej ojciec. - Tam już masz swoją walizkę.
- Dziękuję. A jak wyglądacie tutaj z wieczerzą? - zapytała dziewczyna. - Macie coś zrobione?
- Ach, daj spokój - machnęła ręką Alicja. - Z tego wszystkiego nawet nie mam czasu, żeby przygotować wieczerzę.
- No, Szymczykowie dali nam gar barszczu. Marysia zrobiła jak dla pułku wojska. Upiekliśmy z Beatką piernik - wyjaśnił tata. - Zostały pierogi do ugotowania, mak...
 - To ja się tym zajmę - zadeklarowała.
- Daj spokój - żachnęła się Alicja. - Przecież jesteś tutaj gościem.
- I co, mam tylko siedzieć i czekać na obsługę? Nie ma mowy.
Rodzice spojrzeli na siebie i zgodzili się z nią.

Ula weszła do swojego dawnego pokoju, gdzie w kącie stała już jej walizka, i uśmiechnęła się. Nic się tu nie zmieniło. Może tylko to, że teraz Ala jest żoną taty, że jesteśmy pełną i szczęśliwą rodziną.

Z przyjazdu siostry najbardziej ucieszyła się Beatka. Nie odstępowała Uli na krok.
- Ula, nie tęsknisz za nami w tym twoim Gdańsku? - zapytała, wskakując siostrze na kołdrę.
- Troszkę tęsknię; ale już się przyzwyczaiłam.
- I nie chcesz do nas wrócić?
Ula objęła siostrzyczkę ramieniem.
- Oczywiście że chcę, ale to nie jest takie proste. Tam mam pracę, nowe środowisko, nie mogę tego tak po prostu zostawić.
- Ale brakuje nam ciebie w domu…
- Teraz zamiast mnie, jest w domu Ala. Słyszałam, że mówisz do niej ‘mamo’.
Beti rozpromieniła się.
- Nareszcie mam mamę, tak jak inne dzieci. Przynajmniej nikt mi nie dokucza, że nie mam mamy.

Jeszcze przed zaśnięciem Ula wysłała wiadomość do Julii.
Jestem w Rysiowie, podróż minęła bezpiecznie.
Chwilę później dostała wiadomość od Julii.
Super, cieszę się. Zdzwonimy się w Wigilię.

W dzień wigilijny również Alicja wyjechała rano do pracy. Nawet jeśli było to tylko spotkanie opłatkowe, musiała na nim być. W tym czasie Ula wyspała się porządnie.
Nie ma to jak wrócić do rodzinnego domu i wyspać się we własnym łóżku. A przede wszystkim, nie muszę myśleć o pracy ani się spieszyć.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi i powiedziała "proszę".
- Dzień dobry. Wyspałaś się?
- Tak. Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Ala pojechała już do pracy. A my czekamy na ciebie ze śniadaniem.
- Już idę, tylko się ubiorę.
Chwilę później pojawiła się w kuchni i nalała sobie kawy do kubka.
- To jakie plany na dziś? Co mamy do zrobienia?
- Wszystko praktycznie jest gotowe. Tylko makiełki, pierogi, ryby. Same drobiazgi.
- Zajmę się tym. A co z choinką?
- Maciek miał jechać i odebrać dla nas ze szkółki. Dla siebie wybrali już wcześniej.
- I pojedziemy na cmentarz do mamy - westchnęła. -  Chociaż na chwilę.

Po wspólnym śniadaniu, ojciec i rodzeństwo wsiedli do samochodu Uli i udali się w stronę miejscowego cmentarza. Ula zaparkowała sprawnie swoje Renault pod bramą i cała czwórka weszła na cmentarz. Odnaleźli bez problemu grób Magdaleny Cieplak i odgarnęli ze śniegu tablicę ze zdjęciem, zapalając znicze na płycie.
Na parkingu spotkali Maćka, który na widok przyjaciółki uśmiechnął się szeroko. Maciek szedł w towarzystwie Ani. Czarnowłosa otworzyła szeroko oczy.
- Ula, a… co ty tu robisz?
- Przyjechałam do bliskich na Święta. - Ucałowała ich oboje. - Gratulacje z okazji waszych zaręczyn.
- Dziękujemy.

Po powrocie do domu Ula założyła fartuszek i uwijała się w kuchni. Ojciec i Beti zajęli się kręceniem maku, a dziewczyna wzięła na siebie lepienie pierogów.

I znów Święta. Tak jak w zeszłym roku… ale tym razem w pełnej rodzinie, z Alą jako żoną taty i naszą mamą. I teraz wszystko jest inaczej. Żadnych kredytów, żadnych pocałunków… żadnych Marków…
- Kurde blaszka! - jęknęła, chcąc odruchowo sięgnąć po słoik z solą. - Cieplak, skup się!
Irytacja nie była zamierzona; Ula przypomniała sobie sytuację z poprzedniej Wigilii, kiedy pocałowała Marka. Wtedy była tym tak zaskoczona i rozkojarzona, że zamiast mąki rozsypała na stolnicę sól i pierogi się nie udały. Tym razem skupiła się i wszystko wyszło idealnie.

Zanim Ala wróciła z pracy, wszystko już było przygotowane. Józef zauważył żonę i zauważył, że ma w ręce ostatnie upominki, dlatego wymknął się chyłkiem, aby schować prezenty dla rodziny.
 

- Już praktycznie wszystko gotowe - powiedział pogodnie, całując żonę na przywitanie. - A ja skorzystałem z okazji, żeby przechować prezenty.
- To super - ucieszyła się. - Ja też mam jeszcze kilka prezentów.
- Schowamy je w garażu - zadecydował. - A potem poproszę cię, żebyś mi pomogła się przebrać. Beatka przecież wierzy w Świętego Mikołaja.
- Dobrze. Dobrze, że Ula przyjechała do Rysiowa - uśmiechnęła się Alicja. - Zasiądziemy całą rodziną do wieczerzy. Tylko tym razem to nasze pierwsze wspólne święta… jako małżeństwo - zauważyła ciepło.
- No tak - zgodził się mąż. - Teraz tak.
Weszli razem do domu i Ula poinformowała ich, że został tylko stół do nakrycia.
- Beti, chodź - Jasiek objął ramieniem siostrzyczkę. - Pomożesz mi nakryć stół.
Siostrzyczka kiwnęła głową, jej warkoczyk zatańczył.
- Jak skończysz - wtrącił ojciec, wiążąc krawat - to idź się przebierz. My tu już z Alą ogarniemy resztę. Wy też się szykujcie.
- Właśnie - przytaknęła żona. - Ulka, ty już zrobiłaś wszystko, co było do zrobienia.
Kiwnęła głową i poszła do pokoju. Przebrała się szybko i po chwili zasiadła z rodziną do świątecznego stołu, nakrytego przez rodzeństwo.
Święta w Rysiowie miały swój niepowtarzalny klimat. Późnym popołudniem zaczął padać śnieg i zrobiło się naprawdę świątecznie.
- Jak ja się cieszę, że wróciłam do domu - westchnęła Ula. - Święta bez was to nie Święta.
- Super, że z nami jesteś - odpowiedział brat.
- Jutro musimy koniecznie pójść na sanki - prosiła Beti. - Ulcia, proszę, proszę…
- Spokojnie, siostrzyczko, jeszcze tak prędko nie wyjeżdżam. Pójdziemy na sanki, ile tylko będziesz chciała.
- No, na jutro zapowiadali dalszy śnieg, więc na pewno pójdziecie - zaśmiał się ojciec.

Wreszcie nadszedł czas na przyjście Świętego Mikołaja. W tę rolę oczywiście wcielił się ojciec. Beatka tak długo męczyła, żeby już przyszedł; dlatego rodzice musieli dyskretnie wyjść z domu, aby wszystko przygotować.
- Beti, chodź, pozmywamy naczynia po wieczerzy - zarządziła Ula. - Jasiu, pomożesz nam?
- Jasne - zorientował się brat. - Ty Ulka zmywasz, młoda wyciera, a ja pochowam.
W tym czasie Alicja pomogła mężowi przebrać się w strój Świętego Mikołaja.
- Wyglądasz tak samo jak w zeszłym roku - powiedziała do niego pogodnie. - Też ci wtedy pomogłam się przebrać.
Oczy mężczyzny rozjaśniły się.
- A pamiętasz naszą tamtą rozmowę?
- Pamiętam, że mówiliśmy o Uli; o tym, że się nieszczęśliwie zakochała. Wtedy zaczęło się to wszystko między nią a Markiem.
- Tak. A ja ci powiedziałem… "Ula się zakochała, Jasiek się zakochał; ciekawe, kto następny."
- No, ciekawe kto - roześmiała się żona i pocałowała go.

Prezenty były bardzo udane. Każdy dostał dokładnie to, co chciał; a nawet więcej. Ula otrzymała elegancki kalendarz na nowy rok, a dodatkowo usłyszała od rodziny, że w tym roku Beti przystąpi do wczesnej Komunii.
- No nie; to ja muszę przyjechać. Nie zostawię przecież naszej Beti samej w takim ważnym dniu.
- Musisz, musisz - potwierdził ojciec. - Bo jak nie, to sami po ciebie przyjedziemy.

Po wieczerzy Alicja wyciągnęła Ulę na chwilę rozmowy na osobności.
- Co się dzieje, Aluś? - zatroszczyła się.
- Źle się dzieje, a nawet więcej - jest bardzo źle. - W skrócie objaśniła aktualne wydarzenia z firmy.
- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Jak Marek mógł do tego doprowadzić? Zawsze myślałam, że jest takim świetnym szefem.
- Był, póki miał ciebie przy sobie.
Jasne. A beze mnie to co? Dziecko we mgle?
- Po prostu w jakiś sposób… scaliłaś firmę. Dzięki tobie to wszystko miało ręce i nogi.
- Brzydula do zadań specjalnych - prychnęła Ula. - A po wszystkim, można mnie zwyczajnie wyrzucić. Cieplak zrobiła swoje, Cieplak może odejść.
- Nie mów tak. Teraz… dużo rzeczy się zmieniło.
Już chciała powiedzieć o zerwanych zaręczynach Marka i Pauliny, ale zmieniła zdanie.
- Nie myślałaś o tym, żeby do nas wrócić? - zapytała po chwili.
- Po co? Żeby znowu być od czarnej roboty?
- Nie. Żeby pokazać doświadczenie zdobyte w Gdańsku i Berlinie. Ulka, ty przecież nie potrzebujesz oglądać się na Marka, bo nie jesteś już tą samą dziewczyną, jaką byłaś przedtem.
- Mówisz, że… mam do was wrócić?
- Tak tylko mówię. Przemyśl to dobrze. Ale bez ciebie… to już nie to samo.
Uściskały się.
- Obiecuję, że się nad tym zastanowię. Przynajmniej do Komunii Beatki postaram się pozamykać swoje sprawy.

Wieczorem Ula zapisała w pamiętniku:

Czy ja po to wyjeżdżałam do Gdańska, żeby teraz wrócić? Myślałam, że rozpoczął się dla mnie nowy etap. Nowa praca, nowe życie bez Marka… Najwidoczniej ja byłam gotowa rozstać się z nimi, ale on nie mogą rozstać się ze mną.

6 komentarzy:

  1. Powrót do firmy może się okazać niezbyt łatwy ze względu na dawne uczucia ,które tak naprawdę chyba jeszcze w Uli żyją i mogą odżyć, gdy usłyszy prawdę o Marku. Ja wierzę, że dla niej to nieskończony rozdział i będzie jeszcze szczęśliwa z Dobrzańskim. Wierzę w happy end. Pozdrawiam i cieszę się, że wróciłaś do pisania. Ja też wracam po dwóch latach na bloga mimo iż ja cały czas publikowałam na wattpadzie i nie miałam zbyt długiej przerwy w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że powrót wcale nie jest łatwy, ponieważ Ula na za dużo złych wspomnień z FD. Ale nie będę spoilerować dalszych części.
    Ja nie miałam możliwości publikowania w innych źródłach, dopiero teraz mam ku temu okazję.
    Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz. Olka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z ciekawością przeczytałam rozdział, ktory sam w sobie jest bardzo ciekawy, ale sądziłam, że skoro zaczynasz od nowa publikować po tak długim czasie, to przynajmniej wrzucisz na początek jakieś streszczenie poprzednich części, bo przypuszczam, że większość nie bardzo je pamięta. A le ad rem.
    Był kiedyś taki serial "Na kłopoty Bednarski" i w tym rozdziale właściwie Ula postawiona jest w podobnej sytuacji. Firma kuleje przez złe zarządzanie Marka i jeśli nie znajdzie się ktoś, kto może jej pomóc się podźwignąć, to pewnie splajtuje. Ula niby odcięła się od F&D i Marka, ale myślę, że to tylko pozory, bo w glębi duszy nadal coś do niego czuje, a już na pewno sentyment do samej firmy i do ludzi w niej pracujących. Nie sądzę, żeby miała zastanawiać się zbyt długo nad propozycją Ali. Kto wie, może już w Walentynki będzie wycierać stare kąty.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, może faktycznie nie pomyślałam o streszczeniu poprzednich części moich rozdziałów, co teraz uczyniłam w następnym poście.
      Oczywiście, nie będę zdradzać niespodzianki co do następnych części, zachęcam do lektury.
      Pozdrawiam cieplutko, Olka.

      Usuń
  4. Ula zapewne postanowi wrócić, ale napewno postawi jakieś warunki.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w sobotę późnym wieczorem.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj. Jedni wrócili, a ja kompletnie nie mam czasu. Wyczytałam, że synek bryka, a ja mam dwoje brykających dzieci. Do czasu jak nie pracowałam albo jak chodziłam na trzy-cztery godziny jeszcze jakoś było, ale teraz po ośmiu godzinach i gdy wracam po 16 do 22, jestem zajęta, domem dziećmi a później kompletnie zmęczona i padam do łóżka. Dobrze, że obok mieszka teściowa i babcia męża i zaprowadzą i przyprowadzą dzieci z klubu malucha, rano jak wychodzę, przypilnują, dają jeść i tak dalej.
    Co do opowiadania uważam, że Ula powinna wiedzieć, co się dzieje w życiu Marka. Jeśli nie Ala to może Julia oświetli Ulę albo powie Markowi, gdzie jest Ula. Jakby już się spotkali mogliby, mieć ten swój nowy początek.
    Pozdrawiam milutko.

    OdpowiedzUsuń