sobota, 13 kwietnia 2024

❗❗❗Uwaga - ważna informacja❗❗❗

Kochani moi czytelnicy i komentatorzy, którzy śledziliście z zapartym tchem bloga Opowieści sercem pisane.

Z powodu tego, że musiałam zmienić telefon i maila, będę przez jakiś czas kontynuować opowieść o Uli i Marku pod nowym adresem.

Najpierw przypomnę wam jednak, co było w poprzednich częściach.

Ciąg dalszy mojej opowieści przeczytacie pod adresem:
https://omilosciinietylko.blogspot.com/2024/04/wazna-informacja.html?m=1

Serdecznie zapraszam do dalszej lektury i zamieszczania komentarzy, i przepraszam za zamieszanie.

Olka.

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

NOWY POCZĄTEK - część 11

Marek odwiózł Paulinę do jej domu, a sam wrócił do siebie. Od kilku dni mieszkał w pięknym apartamencie przy ulicy Siennej na Mokotowie. Od zawsze mieszkał i był przyzwyczajony do dużych przestrzeni, i to mieszkanie spodobało mu się od początku.

Po powrocie do mieszkania, nalał sobie do szklanki whisky i zapatrzył się w ciemność. Przez głowę przelatywały mu słowa, powiedziane przez Paulinę.

„W ogóle chyba o niej zapomniałeś.”

„ …nawet nie próbujesz jej odszukać. A podobno tak ją kochasz.”

„Jeśli naprawdę coś do niej czujesz, to walcz o nią.”


I dalej:


Albo odnajdziesz Ulę i będziesz o nią walczyć, albo zrywam naszą przyjaźń i nie będę tobie kibicować. Radź sobie sam!”


Obudził się rano po z trudem przespanej nocy. Im dłużej o tym myślał, tym było gorzej.


- Tylko jak mam o nią walczyć, skoro nie wiem kompletnie, gdzie ona jest – powiedział do siebie. – Ukrywa się przede mną. Nie odbiera ode mnie telefonów. Co ja mam zrobić?

Usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy. Po krótkiej chwili wstał i poszedł pod prysznic, licząc na to, że go obudzą gorące krople. I faktycznie, wychodząc z łazienki, wyglądał trochę przytomniej. Po śniadaniu zadzwonił do Pauliny. Odebrała po chwili.

- Dzień dobry. Jak się spało?

- Dobrze. A tobie?

- Nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym, co mi wczoraj powiedziałaś.

- No i?

- To nie jest rozmowa na telefon… – bąknął. Zrozumiała go od razu.

- W takim razie co proponujesz?

Westchnął.

- Zapraszam cię do mnie. Usiądziemy, pogadamy na spokojnie.

- Dobrze. Tylko podaj mi adres.

Podał jej, a ona zapisała i powtórzyła. Potwierdził.

- Świetnie. Pasuje ci 15, czy może być inna godzina?

- 15 może być. To do zobaczenia.


Paulina przyjechała punktualnie. Weszła do wieżowca i wsiadła do windy, jadąc na najwyższe piętro i zapukała do drzwi mieszkania Marka. Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka, witając buziakiem w policzek. Rozejrzała się z przyjemnością po wnętrzu.

- Ładnie tu u ciebie – powiedziała. – Masz z okna niesamowity widok.

- Jeszcze lepiej wygląda w nocy. Warszawa jest przepięknie oświetlona.

- Nie wątpię.

- Siadaj. Napijesz się espresso?

- Chętnie.

Marek zniknął na chwilę w kuchni, krzątając się. Przygotował dla nich obojga smoliście czarne espresso, a do tego ukroił kawałek sernika od rodziców.

- Proszę bardzo – podał jej filiżankę.

- Grazie – odpowiedziała, upijając łyk wody i łyk kawy. – Jak ci minęła noc?

- Szczerze mówiąc, nie mogłem zmrużyć oka. Myślałem o tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy; a właściwie co mi powiedziałaś w samochodzie.

Słuchała uważnie.

- Okej, wiem, że zawaliłem sprawę z Ulą. Że nie nalegałem więcej na spotkanie z jej ojcem. I teraz dopiero zaczynam domyślać się, dlaczego.

- Dlaczego, co? – nie zrozumiała.

- Dlaczego Ula mnie unika.

Westchnął i dodał:

- Wtedy, gdy Ula znalazła w szufladzie te błyskotki od Sebastiana, tuż przed tym nieszczęsnym zarządem, zaczęła mnie unikać. Chciałem ją dogonić, wyjaśnić całą sprawę; ale wypaliła do mnie przez łzy:

„Nie chcę cię znać… ani pamiętać!”

Paulina słuchała go i po chwili odpowiedziała:

- Szczerze mówiąc, to ja jej się nie dziwię. To, jak ją potraktowałeś… to było naprawdę chamskie.

- Paula, jak mam ją przekonać, co zrobić, żeby mi wybaczyła?

- Może… staraj się nie słuchać i nie ufać podszeptom Sebastiana, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. 

- Masz rację – przyznał. – Nie wiem, o czym wtedy myślałem: Seba nakręcił mnie, że Ula chce przejąć udziały; że wykorzysta je przeciwko nam.

Ta wiadomość nie mieściła jej się w głowie.

- Przecież Ula by tego nie mogłaby zrobić… prawda? – wykrztusiła.

- Oczywiście, że nie. Nawet się wzbraniała, gdy chciałem dać jej weksel na udziały, ale w końcu jakoś przyjęła.


Po krótkiej chwili ciszy zaczęli mówić jednocześnie:

- Chcę ci się przyznać…

- Mów proszę pierwszy – powiedziała.

- Dobrze… Pamiętasz, jak w zeszłym roku w Święta…

- …byłeś kompletnie rozkojarzony? Pamiętam. I pewnie to ma coś wspólnego z Ulą.

- To prawda – powiedział do niej Marek. – Odwiozłem ją pod dom, w Wigilię, i wtedy… mnie pocałowała.

 

- Ona – ciebie? – Paulina była zaskoczona. – Ale… jak?

- Normalnie, w usta.

- Och… – westchnęła. – A to mnie zaskoczyłeś.

- Ciebie jak ciebie; ale wyobraź sobie, jaki ja byłem zaskoczony. Do tej pory Ula była tylko moją asystentką; a tutaj ten pocałunek. A potem wyznała mi, że chce odejść z firmy, bo się we mnie zakochała.

Paulina lekko pokiwała głową.

- A pamiętasz tamtą awanturę, jak zarzucałaś mi, że wszyscy są ważniejsi od ciebie? Wszyscy, nawet ona?

- Pamiętam.

- Powiedziałem wtedy:

„Brzydula, tak?! To już nawet o coś takiego jesteś zazdrosna? Nie mam z nią nic wspólnego, rozumiesz? Nic!”

Ona to usłyszała, i uznała, że owo „coś takiego” to było o niej, po czym wybiegła zapłakana na zewnątrz. Ja ją dogoniłem, przytuliłem… i też ją pocałowałem.

Paulina słuchała go i ponownie pokiwała lekko głową.

- Skoro ty jesteś ze mną szczery, ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Ja też przeżyłam swój romantyczny pocałunek… z kimś innym niż z tobą.

- Zdradzisz mi, z kim?

Wypuściła wolno powietrze.

- Z Lwem Korzyńskim. Pamiętasz go, prawda? Ten Rosjanin, właściciel StartSportu.



- Pamiętam, oczywiście. I kiedy to było? – zmarszczył brwi.

- Wtedy, gdy zaprosił mnie na kolację, jak to mówił, chciał omówić sprawy służbowe. A przy tym cały czas mnie adorował. Gdy wychodziliśmy razem z restauracji… pocałował mnie.

Ta wiadomość zaskoczyła go.

- Nie wiedziałem o tym. Czemu mi nic nie powiedziałaś?

- Bo wtedy byłam zaręczona z tobą – wyjaśniła. – A potem Lew przysłał mi do firmy prezent. To był obraz Tamary Łempickiej.

- Tamary Łempickiej? – powtórzył. – Przecież jej obrazy są cholernie drogie.

- Najwidoczniej nie dla kogoś, kto jest tak bardzo bogaty – zauważyła.

Marek zamilkł.

- Zaskoczyłaś mnie – odpowiedział po chwili. – Ale wiesz… teraz nie jesteśmy narzeczeństwem. Jeśli tylko byś chciała, możesz śmiało się z nim związać; ja nie będę robił ci żadnych wyrzutów.

- Marek, ale ja… ja… – zaczęła się jąkać. – Ja wtedy odrzuciłam Lwa, bo uznałam, że tak będzie lepiej. A tak naprawdę…

- Ty go kochasz – dokończył za nią.

- Tak… chyba tak. Marek, przepraszam.

- Nie przepraszaj; rozumiem cię. – Przytulił ją. – Sama widzisz, że nasz związek, nasze narzeczeństwo było tylko pod publiczkę. Byliśmy razem, bo tego chcieli nasi rodzice, bo wszyscy tego od nas oczekiwali.

- Wiem – odpowiedziała.

niedziela, 3 marca 2024

NOWY POCZĄTEK - część 10b

W poprzedniej części:

Ula przyjeżdża do Rysiowa na Święta Bożego Narodzenia. Po rodzinnie spędzonej wieczerzy, Alicja prosi dziewczynę, aby rozważyła propozycję powrotu do "Febo & Dobrzański".

NOWY POCZĄTEK - część 🔟b

Słowa Alicji zaskoczyły Ulę. Długo nie wiedziała, co ma odpowiedzieć na takie szczere wyznanie.

"Ulka, ty przecież nie potrzebujesz oglądać się na Marka, bo nie jesteś już tą samą dziewczyną, jaką byłaś przedtem."

- Alu, ja to wszystko rozumiem, ale... to by oznaczało, że znów będę pracować z Markiem. A sama wiesz, jak to się skończyło.

- Wiem - odpowiedziała Alicja. - Teraz to ty będziesz mogła wszystko zmienić.

- No niby tak… Tylko że ja to muszę wszystko ogarnąć. A przede wszystkim, znaleźć kogoś, kto by godnie mnie zastąpił na moim stanowisku.

- Rozumiem. Jak już mówiłam, przemyśl to, bo ja też chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Zwłaszcza że moje losy w firmie też nie są pewne.

- Jak to, ty? Osoba będąca w tej firmie od zawsze? Od samego początku?

- Tak. Zostało mi jeszcze kilka lat do emerytury, a i z tym to nic pewnego.

Ula spojrzała na nią poważnie.

- Ale to znaczy, że co? Ktoś chce ciebie wyrzucić?

- Nie wiem. Z Aleksem nigdy nic nie wiadomo.

- Alu… Jeszcze nie mówię, czy na pewno wrócę do firmy, ale jeśli tak by się stało… Nie pozwolę na to, żeby ktoś ciebie usunął. Nie pozwolę na to, rozumiesz?

W oczach Alicji zalśniły łzy.

- Teraz, gdy jesteś żoną taty i naszą mamą… mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebym mówiła do ciebie ‘mamo’?

- Jesteś tego pewna? - zapytała cicho.

- Jestem pewna… mamo.

- Ulka… Ja już od dawna kocham cię jak własną córkę.

Uściskały się.

Do pokoju Uli zapukał ojciec.

- A co wy tak siedzicie samotnie? - zapytał. - Wszystko dobrze?

- Tak, tato. Musiałyśmy tylko…

- …porozmawiać o czymś ważnym - dokończyła Alicja. - Już idziemy.

Wróciły razem do salonu i usiadły przy Józefie.

- Wiecie co… Nigdy bym nie pomyślała, że marzenia mogą się spełnić - powiedziała Alicja z lekkim westchnieniem.

- A o czym marzyłaś? - zaciekawił się Jasiek.

- Chciałam po prostu mieć dom i rodzinę.

- Teraz masz dom - Józef objął żonę i pocałował ją w czoło. - Nasz dom jest twoim domem.

- A my jesteśmy twoją rodziną - dodała Ula.

- I mam teraz troje wspaniałych dzieci - uśmiechnęła się Alicja. - I cudownego męża, o jakim nie śniłam.

- Kochamy cię, mamo. - Beatka wskoczyła jej na kolana i przytuliła.

- Ja też was bardzo kocham - rozczuliła się Alicja.

Kiedy udało im się położyć spać Beatkę, Jasiek szykował się do wyjścia. Już poprzedniego dnia umówił się z Kingą na wieczorny spacer, a potem mieli pójść razem do kościoła na pasterkę.

- Okej. To ja idę.

- No, leć, leć. I pozdrów Kingę i jej rodziców.

- Pozdrowię. Pa.

Gdy za bratem zamknęły się drzwi, Ula usiadła w fotelu i przyglądała się rodzicom z lekkim uśmiechem. Ojciec wychwycił jej spojrzenie i także się uśmiechnął.

- Nie macie pojęcia, jak pięknie razem wyglądacie - powiedziała do nich szczerze. - Patrząc na was, coś mi się przypomniało.

- Naprawdę? A co takiego? - zaciekawił się ojciec.

- Oglądałam ostatnio w Gdańsku taki serial, “Ranczo”. To był któryś tam odcinek z doskoku. Padły tam piękne słowa, powiedziane przez jednego z bohaterów:

NA MIŁOŚĆ NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO. ZA TO NA SAMOTNOŚĆ ZAWSZE JEST ZA WCZEŚNIE.

I myślę, że te słowa tak bardzo do was pasują.

- Jak się tak zastanowić… - stwierdziła Alicja - to rzeczywiście coś w tym musi być.

* * * 

W tym samym czasie, po zakończeniu świętowania w pracy, Marek i Paulina wrócili do domu i szykowali się do spędzenia wieczerzy u seniorów.

- Marek… - zagadnęła go, zapinając kolczyk. - Wiem, że są Święta, ale mam nadzieję, że nie będziecie się kłócić z Aleksem.

- Paula, a czy ja specjalnie się z nim kłócę? To on stale wbija mi szpilę, tak? To on wyzywa mnie od nieudaczników. Nie jest tak?

-  Ale ty też mógłbyś czasami się ogarnąć, a nie zwalać wszystkiego na swoje asystentki. Skoro o tym mowa… oczywiście nie masz żadnych wiadomości od Uli, prawda?

Zatkało go.

- No nie mam - przyznał.

- Sam widzisz. A Violetta to typowy lekkoduch. Nic nie umie zrobić ani załatwić jak trzeba. Właściwie nie wiem, po co ją jeszcze trzymasz.

- Mam ci przypomnieć, kto i dlaczego ją zatrudnił? - skwitował sucho. - To była twoja protegowana. Miała mnie szpiegować na twoją prośbę.

- Dobrze, masz rację. Co nie zmienia faktu, że nie masz teraz żadnej porządnej asystentki. Ula była jaka była, przyznaję, że jej nie lubiłam. Ale nigdy ciebie nie zawiodła, prawda?

- Prawda. To raczej ja ją zawiodłem. - Westchnął ciężko. - Idę pod prysznic, przebiorę się i zaraz możemy jechać.

Kiwnęła głową.


Pół godziny później, Marek zaparkował pod domem rodziców i obydwoje weszli do środka. Na miejscu zastali Aleksa, który dotarł dosłownie chwilę wcześniej. Paulina przywitała się z nim, a Marek uścisnął rękę niedoszłego szwagra.

- Kochani, cieszę się, że zasiadamy do wigilijnej wieczerzy w komplecie. Paulinko, chociaż nie jesteś naszą synową, to jednak pamiętaj że kochamy Aleksa i ciebie jak własne dzieci.

- Wiem, Krzysztof - odpowiedziała pogodnie.

- Zatem odłóżmy przynajmniej dzisiaj sprawy służbowe i cieszmy się wspólnym czasem.

- Helenko, czy mam ci w czymś pomóc? - zaofiarowała się Paulina. - Pójść do pani Zosi?

- Nie musisz, Paulinko, wszystko jest podane.


Tymczasem w firmie, w pracowni Pshemko, wszyscy kończyli wcześniej pracę i życząc sobie ’Wesołych Świąt’, rozchodzili się do swoich domów, aby spędzić czas z rodzinami. Także i Kuba, asystent mistrza, poprawił bombkę na choince, po czym sięgnął po kurtkę.

- Mistrzu, jeśli nie jestem już potrzebny, to będę się zbierał - powiedział z wahaniem.

- No, niech już idzie. Ale niech wróci do pracy zaraz po Świętach. I niech mu będzie ’wesołych Świąt’.

- A mistrz gdzie będzie spędzał Święta?

- Poradzę sobie, niech go głowa nie boli.

Kuba kiwnął głową i opuścił pracownię.

Pshemko został sam w pracowni i spojrzał smętnie na swoje odbicie w bombce. 


- Oj, maluśki, maluśki… - westchnął. - I znowu zostałem sam. Nikt już nie pamięta o Pshemko…

Jak na komendę, odezwała się jego komórka. 

- Pshemko - usłyszał w słuchawce głos Krzysztofa. - Nawet nie waż się jechać do swojej samotni; przyjeżdżaj do nas!

- Krzysiu… - westchnął tylko. - Nie zaczynajcie beze mnie, już do was jadę!

Raźnym krokiem wyszedł z pracowni, wsiadł do swojego niebieskiego garbusa i obrał kurs na Anin, na dom Dobrzańskich.


Krzysztof i Helena przywitali go jak najmilszego, najbardziej wyczekiwanego gościa. Znali się przecież od wielu lat i byli dla siebie serdecznymi przyjaciółmi. Pshemko wprowadził do ich domu pogodną atmosferę i przy nim czuli się bardzo dobrze.

Po wieczerzy, Aleks i Marek odeszli od stołu. Na twarzy Włocha pojawił się lekki uśmiech.

- A co ci tak wesoło? - zagadnął go Marek.

- Nie; przypomniałem sobie Boże Narodzenie, jak byliśmy jeszcze dziećmi. Pamiętasz? Mieliśmy tak po osiem lat, Paula mogła mieć tak ze cztery, a nasi rodzice jeszcze żyli.

- No i co wtedy było?

- Krzysztof przebrał się za Gwiazdora, wszedł do salonu i zapytał, czy są tu grzeczne dzieci, a Paula się rozpłakała, „bo chciała do wujka Ksysia”.

Młody Dobrzański roześmiał się.

- Czekaj, czekaj, coś mi świta… Tak, bo zimą my przyjeżdżaliśmy do Włoch na Święta, a wy do nas na Wielkanoc. A pamiętasz, jak twój tata nie rozumiał tradycji Śmigusa Dyngusa? Jak moja mama pierwszy raz go oblała wodą, to prawie się obraził.

-  Tak, to były czasy.

 - Byliśmy wtedy najlepszymi przyjaciółmi, jak bracia…

- Właśnie: byliśmy. I sam wiesz, jak to się potem skończyło.

Rozmowę przerwał im Pshemko.

- O czym, chłopcy, rozmawiacie?

- Wspominamy Boże Narodzenie z czasów, gdy żyli rodzice Aleksa i Pauliny.

- Tak, nieodżałowani Agnieszka i Francesco… Byliby szczęśliwi widząc, że ze sobą rozmawiacie w zgodzie.

Wieczór minął im na dalszych wspomnieniach i anegdotach związanych z dawnymi Świętami. Co chwilę ktoś przypominał sobie jakieś zabawne historie, śmiechom nie było końca. W końcu przyszedł czas, żeby się rozejść. Seniorzy Dobrzańscy wyszli przed dom, aby pożegnać Aleksa, Marka, Paulinę i Pshemko, którzy rozchodzili się w swoich kierunkach.

- Pshemko, przyjacielu, dziękujemy że przyjechałeś - powiedział z uśmiechem Krzysztof, ściskając serdecznie ramię projektanta.

- To ja dziękuję, Krzysiu, za zaproszenie. Gdyby nie wy, siedziałbym sam jak ten palec w mojej samotni…

- Jesteś u nas zawsze mile widziany - dodała Helena.

- Widzę swoją taksówkę - powiedział Aleks. - Jeszcze raz dziękuję, i Wesołych Świąt.

- Wesołych Świąt, Aleks.

- My też już uciekamy - dodał Marek.

- Tak. Dziękujemy za kolejne wspólne Święta, i za wspomnienia o moich rodzicach.


Marek i Paulina wracali razem do domu. Paulina u Dobrzańskich miała pogodny nastrój, ale w samochodzie jej dobry humor się ulotnił.

- Marek, pamiętasz naszą rozmowę, zanim jechaliśmy do twoich rodziców? - zapytała.

- O czym konkretnie?

- O Uli. Czy masz zamiar coś z tym zrobić?


Nie odpowiedział, więc mówiła dalej:

- To już prawie rok, jak odeszła z firmy…

- Jak ją wyrzuciłaś - poprawił ją z naciskiem.

- Okej; jak ją wyrzuciłam. Tylko że ty nawet nie próbowałeś jej odnaleźć. Raz byłeś u jej ojca, i na tym się skończyło. W ogóle chyba o niej zapomniałeś.

Ścisnął mocniej dłonie na kierownicy.

-  Nie - odpowiedział. - Nie zapomniałem.

 - Odnoszę wrażenie, że tak. Dlaczego sobie odpuściłeś?

- Nie wiem, Paula. To Ula odcięła się ode mnie.

- A ty nawet nie próbujesz jej odszukać. A podobno tak ją kochasz.

Prychnął lekko.

 - Jeśli naprawdę coś do niej czujesz, to walcz o nią.

Po krótkiej chwili dodała:

- Do tej pory ci odpuściłam, bo myślałam, że się ogarniesz; ale od nowego roku ci nie daruję. Albo odnajdziesz Ulę i będziesz o nią walczyć, albo…

- Albo…? - wszedł jej w słowo.

 - Albo zrywam naszą przyjaźń i nie będę tobie kibicować. Radź sobie sam!

Te słowa nim wstrząsnęły. Westchnął ciężko.

- Paula… - chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu.

- Nie, Marek. Nie zamierzam dłużej milczeć. Powstrzymywałam się dzisiaj ze względu na Aleksa, twoich rodziców i Pshemko; ale teraz dość tego.


 

sobota, 3 lutego 2024

Streszczenie ☺️

NOWY POCZĄTEK - streszczenie

Kochani, dla przypomnienia poprzednich części, postaram się streścić w kilku punktach najważniejsze wydarzenia.

  • Po wyrzuceniu z "Febo & Dobrzański", Ula opuszcza Rysiów i decyduje się wyjechać do Gdańska
  • Marek wyznaje Paulinie, że Ula była jego kochanką. Rozstają się w zgodzie, postanawiają zostać przyjaciółmi, odwołują ślub i urządzają dla przyjaciół przyjęcie "nie-ślubne"
  • Ula wynajmuje mieszkanie w Gdańsku u matki Julii Sławińskiej. Zaprasza w odwiedziny ojca, Alicję i Beatkę, organizuje dla nich wyprawę na Westerplatte. Na końcu oddaje Ali teczkę z udziałami Marka
  • Alicja i Józef wracają do Rysiowa, para po raz pierwszy się całuje. Kobieta przekazuje weksel w ręce Krzysztofa
  • Ula odnawia znajomość z Julią, dziewczyny zaprzyjaźniają się. Ula zatrudnia się na kontrakcie jako konsultant do spraw finansowo-ekonomicznych, z zaawansowanym językiem niemieckim. Julia poznaje kulisy odejścia Uli z pracy, jej romansu z Markiem oraz niefortunnego pokazu FD Sportivo, jak również spotkania z Ingrid Krüger
  • Ula odnajduje się bez problemu na nowym stanowisku. Wyjeżdża do Berlina i poznaje Lisę i Davida Seidel, właścicieli niemieckiej firmy KERIMA MODA, a także ich przyjaciół. Nowi znajomi zabierają ją na koncert Andrei Berg, piosenkarki popularnej w Niemczech.
  • Krzysztof przekazuje Markowi weksel. Glowią się, w jaki sposób spłacić kredyt zaciągnięty przez Ulę. Paulina torpeduje deal Aleksa z Włochami. Zapowiada, że nie będzie go więcej popierać, woli zachować neutralność
  • Alicja wprowadza się do Rysiowa i przyjmuje pierścionek zaręczynowy od Józefa. Para spędza ze sobą noc. Jasiek zdaje maturę, informuje ojca i Alicję o studenckich planach. Kobieta odstępuje mu swoje mieszkanie.
  • Jasiek i Kinga dostają się na studia i zamieszkują w mieszkaniu Alicji. W tym czasie kobieta wychodzi za mąż za Józefa. Podczas przyjęcia - garden party u nowożeńców - nachodzi ich pani Dąbrowska. Widząc obrączkę na palcu Cieplaka, ucieka stamtąd jak niepyszna
  • Jasiek odwiedza siostrę w Gdańsku. Zdaje jej relację ze ślubu Alicji i ojca, co bardzo cieszy Ulę.
  • Ula odwiedza rodzinę na Wszystkich Świętych. Składa ojcu i nowej mamie najlepsze życzenia na nową drogę życia. Dowiaduje się również, że Maciek się zaręczył z Anią
  • Ula zdaje egzamin na prawo jazdy, dostaje od szefa służbowy samochód - Renault Clio. Przyjeżdża nim do Rysiowa na Boże Narodzenie, zaskakując tym najbliższych. Rodzina Cieplaków spędza razem świąteczny czas. Alicja informuje dziewczynę, że mimo oddania weksla, w "Febo & Dobrzański" źle się dzieje. Prosi, aby Ula wróciła do dawnej firmy, ale tym razem żeby pokazać doświadczenie zdobyte w Gdańsku i Berlinie

piątek, 2 lutego 2024

NOWY POCZĄTEK - część 10a

Kochani, zgodnie z obietnicą wstawiam kolejną część mojej opowieści. Życzę dobrej lektury ☺️.

/Tym razem podzieliłam ten odcinek na dwie części. A dlaczego - dowiecie się sami/

NOWY POCZĄTEK - część 🔟 a

Po powrocie do Gdańska, Ula postanowiła zrealizować jedno ze swoich niespełnionych marzeń: poszła na kurs prawa jazdy. Ku swemu zaskoczeniu, była pojętną słuchaczką i bez problemu zaliczyła część teoretyczną i praktyczną. Najbardziej obawiała się zasiąść za kierownicą, ale trafiła na bardzo sympatycznego i cierpliwego instruktora.

Kiedy odbierała nowiutkie prawo jazdy, po prostu się popłakała.
- Gratulacje, Ulka - Julia uściskała ją serdecznie. - Wiedziałam, że ci się uda.
- Dzięki, Julka. Aż w to nie wierzę…
- No to uwierz. Teraz będziesz wreszcie mogła wsiąść we własne cztery kółka.
- A jeśli nie, to przynajmniej będzie drugi kierowca w rodzinie. Do tej pory to tylko Ala była jedynym kierowcą.
Szef także był zadowolony z tego, że Ula zdała prawo jazdy, i w nagrodę odstąpił jej służbowy samochód, granatowe Renault Clio. Od pierwszej chwili przypadł jej do gustu, zresztą dla siebie samej nie potrzebowała więcej. Dzięki temu mogła swobodnie jeździć do Berlina, a dzięki temu, że miała w samochodzie radio z odtwarzaczem CD, słuchała w trasie piosenek Andrei Berg, które bardzo jej się spodobały.

Kurs prawa jazdy tak bardzo pochłonął Ulę, że zanim się obejrzała, już nadszedł grudzień - a z nim Święta Bożego Narodzenia. Oczywiście ten cudowny czas miała spędzić w Rysiowie, z tatą, Alą, Jaśkiem i Beatką.
- Już nie mogę się doczekać Świąt w Rysiowie. Wieś to nie to samo co duże miasto.
- No tak. I kiedy jedziesz?
- Jeszcze nie wiem, ale pewnie dzień przed Wigilią.
- Jedziesz pociągiem czy samochodem?
- Wiesz co, pojadę swoim nowym samochodem. To będzie moja pierwsza trasa do Rysiowa. Mam tylko nadzieję, że będę miała dobre warunki na drodze.
Ula uprosiła Wernera, czy zgodzi się na jej prywatny wyjazd służbowym samochodem na Święta do rodzinnego domu, a on zgodził się i wydał jej odpowiednie upoważnienie. Bez tego nie mogłaby jechać do Rysiowa.
Wieczorem rozmawiała z Jaśkiem i zapowiedziała, że przyjedzie na Święta. Nie chciała go od razu informować, że to ona zabierze ich do Rysiowa; uprzedziła tylko, że zrobi u nich postój na toaletę. Brat bardzo się ucieszył i podał jej adres mieszkania Ali.
- Rozmawiałam z Jaśkiem - powiedziała wieczorem do Julii. - Mój brat jeszcze nie wie, że przyjadę po nich swoim samochodem.
- Zaskoczysz ich - uśmiechnęła się przyjaciółka.
- O tak. Tyle razy mnie wałkowali, żebym zrobiła prawo jazdy - to teraz będą mieli niespodziankę.

Ula wyruszyła do rodzinnego domu dosyć wcześnie, a Julia uściskała ją na drogę i życzyła dobrego pobytu z rodziną.
Trasa z Gdańska do Warszawy minęła jej bardzo szybko, dzięki słuchanym w samochodzie piosenkom Andrei Berg. Również warunki na drodze jej sprzyjały. Jechała wolno, spokojnie, nie spiesząc się. Bez problemu dotarła pod mieszkanie Alicji i zatrzymała się u brata. Jasiek i Kinga już byli spakowani i czekali za podwózką w osobie taty Kingi.
- Ładnie tu u was - stwierdziła, kiedy brat oprowadził ją po mieszkaniu.
- Dla nas dwojga nic więcej nie trzeba - uśmiechnęła się Kinga. - Każdy ma osobny pokój, mamy swoją przestrzeń, jeśli chcemy się przygotować do sesji. No i czujemy się tutaj swobodniej niż w akademiku. 
- I nie tracimy kasy na wynajem - dodał Jasiek. - Na szczęście Ala nie zdziera z nas za mocno za mieszkanie.
 Kinga spojrzała na swój telefon i zmartwiła się.
- Kurczę, tata nie odbiera - westchnęła. - A nie wiem, o której pojedzie autobus.
- Ale nie musicie się martwić - pocieszyła ich. - Pojedziemy moim samochodem.
- Twoim samochodem? Nie mów, siostra, że masz prawo jazdy.
- No mam. Zrobiłam niedawno prawo jazdy; i dostałam od szefa służbowe Renault Clio. Tak więc chętnie was zabiorę do Rysiowa.
Ucieszyli się i przyjęli ofertę podwózki.

Ula zaparkowała sprawnie swoje autko pod bramą nr 8 w Rysiowie. Jasiek wypakował walizkę Kingi z bagażnika i razem z dziewczyną poszli na chwilę do Matysiaków. W tym czasie po przeciwnej stronie pojawił się Maciek. Na widok przyjaciółki otworzył szeroko oczy i usta.
- Wow... - wykrztusił tylko. - Czy to ty, czy mnie oczy mylą?
- To naprawdę ja - zarumieniła się. - No, nie patrz tak na mnie. Tak, mam w końcu prawo jazdy, a to maleństwo to moje służbowe.
- Mówiłem, że szalejesz w tym twoim Gdańsku - roześmiał się. - Otworzyć ci bramę?
- Otwórz, proszę. Nie chcę zostawiać mojego samochodu przed domem; żeby nikt mi nie zakosił.
Przyjaciel otworzył dla niej bramę, a Ula sprawnie wjechała do środka. Razem z Maćkiem weszli do domu Cieplaków (on wniósł jej walizkę do środka).
- Nie zostaniesz na herbatę? - zapytała dziewczyna.
- Nie, dzięki. A ty pewnie jesteś zmęczona po takiej długiej trasie.
- Może trochę.
W korytarzu pojawił się ojciec, słysząc znajome głosy. Na widok pierworodnej bardzo się ucieszył.
- Ulcia... przyjechałaś - powiedział, ściskając ją mocno.
- Przyjechałam, tato. Święta bez was to nie Święta.
- Ulcia, Ulcia! - Beti skakała wokół niej jak rozradowany psiak. - Czemu tak długo cię nie było?
- Byłam przecież na Wszystkich Świętych - przypomniała. - A poza tym, ciężko pracuję. Często kursuję między Gdańskiem a Berlinem.

Ula wypiła herbatę i opowiedziała ojcu, jak wygląda jej życie w Gdańsku. Dopiero teraz, gdy była wśród najbliższych, naprawdę czuła się jak w domu.

Późnym popołudniem do domu dotarła także Alicja. Jeszcze przed Świętami w "Febo & Dobrzański" było pełno do zrobienia i kobieta wracała dosłownie spać. Tym razem, mimo zmęczenia, zauważyła nieznany jej samochód. Od razu się tym zainteresowała.
- Józek, czyje jest to granatowe Clio? Nigdy go tu nie widziałam.
- To moje służbowe - powiedziała Ula nieśmiało. - Witaj, Alu.
Kobieta uściskała ją serdecznie.
- Masz w końcu prawo jazdy? - ucieszyła się.
- Tak; a to maleństwo dostałam od szefa. Przywiozłam tutaj Jaśka i Kingę, bo jej tata nie odbierał.
- No proszę. I jak się czujesz jako kierowca?
- Bardzo dobrze. Na początku bałam się wsiąść za kółko, ale nabrałam pewności i teraz już jeżdżę.

- Przygotowałem dla ciebie łóżko w twoim dawnym pokoju - powiedział do niej ojciec. - Tam już masz swoją walizkę.
- Dziękuję. A jak wyglądacie tutaj z wieczerzą? - zapytała dziewczyna. - Macie coś zrobione?
- Ach, daj spokój - machnęła ręką Alicja. - Z tego wszystkiego nawet nie mam czasu, żeby przygotować wieczerzę.
- No, Szymczykowie dali nam gar barszczu. Marysia zrobiła jak dla pułku wojska. Upiekliśmy z Beatką piernik - wyjaśnił tata. - Zostały pierogi do ugotowania, mak...
 - To ja się tym zajmę - zadeklarowała.
- Daj spokój - żachnęła się Alicja. - Przecież jesteś tutaj gościem.
- I co, mam tylko siedzieć i czekać na obsługę? Nie ma mowy.
Rodzice spojrzeli na siebie i zgodzili się z nią.

Ula weszła do swojego dawnego pokoju, gdzie w kącie stała już jej walizka, i uśmiechnęła się. Nic się tu nie zmieniło. Może tylko to, że teraz Ala jest żoną taty, że jesteśmy pełną i szczęśliwą rodziną.

Z przyjazdu siostry najbardziej ucieszyła się Beatka. Nie odstępowała Uli na krok.
- Ula, nie tęsknisz za nami w tym twoim Gdańsku? - zapytała, wskakując siostrze na kołdrę.
- Troszkę tęsknię; ale już się przyzwyczaiłam.
- I nie chcesz do nas wrócić?
Ula objęła siostrzyczkę ramieniem.
- Oczywiście że chcę, ale to nie jest takie proste. Tam mam pracę, nowe środowisko, nie mogę tego tak po prostu zostawić.
- Ale brakuje nam ciebie w domu…
- Teraz zamiast mnie, jest w domu Ala. Słyszałam, że mówisz do niej ‘mamo’.
Beti rozpromieniła się.
- Nareszcie mam mamę, tak jak inne dzieci. Przynajmniej nikt mi nie dokucza, że nie mam mamy.

Jeszcze przed zaśnięciem Ula wysłała wiadomość do Julii.
Jestem w Rysiowie, podróż minęła bezpiecznie.
Chwilę później dostała wiadomość od Julii.
Super, cieszę się. Zdzwonimy się w Wigilię.

W dzień wigilijny również Alicja wyjechała rano do pracy. Nawet jeśli było to tylko spotkanie opłatkowe, musiała na nim być. W tym czasie Ula wyspała się porządnie.
Nie ma to jak wrócić do rodzinnego domu i wyspać się we własnym łóżku. A przede wszystkim, nie muszę myśleć o pracy ani się spieszyć.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi i powiedziała "proszę".
- Dzień dobry. Wyspałaś się?
- Tak. Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Ala pojechała już do pracy. A my czekamy na ciebie ze śniadaniem.
- Już idę, tylko się ubiorę.
Chwilę później pojawiła się w kuchni i nalała sobie kawy do kubka.
- To jakie plany na dziś? Co mamy do zrobienia?
- Wszystko praktycznie jest gotowe. Tylko makiełki, pierogi, ryby. Same drobiazgi.
- Zajmę się tym. A co z choinką?
- Maciek miał jechać i odebrać dla nas ze szkółki. Dla siebie wybrali już wcześniej.
- I pojedziemy na cmentarz do mamy - westchnęła. -  Chociaż na chwilę.

Po wspólnym śniadaniu, ojciec i rodzeństwo wsiedli do samochodu Uli i udali się w stronę miejscowego cmentarza. Ula zaparkowała sprawnie swoje Renault pod bramą i cała czwórka weszła na cmentarz. Odnaleźli bez problemu grób Magdaleny Cieplak i odgarnęli ze śniegu tablicę ze zdjęciem, zapalając znicze na płycie.
Na parkingu spotkali Maćka, który na widok przyjaciółki uśmiechnął się szeroko. Maciek szedł w towarzystwie Ani. Czarnowłosa otworzyła szeroko oczy.
- Ula, a… co ty tu robisz?
- Przyjechałam do bliskich na Święta. - Ucałowała ich oboje. - Gratulacje z okazji waszych zaręczyn.
- Dziękujemy.

Po powrocie do domu Ula założyła fartuszek i uwijała się w kuchni. Ojciec i Beti zajęli się kręceniem maku, a dziewczyna wzięła na siebie lepienie pierogów.

I znów Święta. Tak jak w zeszłym roku… ale tym razem w pełnej rodzinie, z Alą jako żoną taty i naszą mamą. I teraz wszystko jest inaczej. Żadnych kredytów, żadnych pocałunków… żadnych Marków…
- Kurde blaszka! - jęknęła, chcąc odruchowo sięgnąć po słoik z solą. - Cieplak, skup się!
Irytacja nie była zamierzona; Ula przypomniała sobie sytuację z poprzedniej Wigilii, kiedy pocałowała Marka. Wtedy była tym tak zaskoczona i rozkojarzona, że zamiast mąki rozsypała na stolnicę sól i pierogi się nie udały. Tym razem skupiła się i wszystko wyszło idealnie.

Zanim Ala wróciła z pracy, wszystko już było przygotowane. Józef zauważył żonę i zauważył, że ma w ręce ostatnie upominki, dlatego wymknął się chyłkiem, aby schować prezenty dla rodziny.
 

- Już praktycznie wszystko gotowe - powiedział pogodnie, całując żonę na przywitanie. - A ja skorzystałem z okazji, żeby przechować prezenty.
- To super - ucieszyła się. - Ja też mam jeszcze kilka prezentów.
- Schowamy je w garażu - zadecydował. - A potem poproszę cię, żebyś mi pomogła się przebrać. Beatka przecież wierzy w Świętego Mikołaja.
- Dobrze. Dobrze, że Ula przyjechała do Rysiowa - uśmiechnęła się Alicja. - Zasiądziemy całą rodziną do wieczerzy. Tylko tym razem to nasze pierwsze wspólne święta… jako małżeństwo - zauważyła ciepło.
- No tak - zgodził się mąż. - Teraz tak.
Weszli razem do domu i Ula poinformowała ich, że został tylko stół do nakrycia.
- Beti, chodź - Jasiek objął ramieniem siostrzyczkę. - Pomożesz mi nakryć stół.
Siostrzyczka kiwnęła głową, jej warkoczyk zatańczył.
- Jak skończysz - wtrącił ojciec, wiążąc krawat - to idź się przebierz. My tu już z Alą ogarniemy resztę. Wy też się szykujcie.
- Właśnie - przytaknęła żona. - Ulka, ty już zrobiłaś wszystko, co było do zrobienia.
Kiwnęła głową i poszła do pokoju. Przebrała się szybko i po chwili zasiadła z rodziną do świątecznego stołu, nakrytego przez rodzeństwo.
Święta w Rysiowie miały swój niepowtarzalny klimat. Późnym popołudniem zaczął padać śnieg i zrobiło się naprawdę świątecznie.
- Jak ja się cieszę, że wróciłam do domu - westchnęła Ula. - Święta bez was to nie Święta.
- Super, że z nami jesteś - odpowiedział brat.
- Jutro musimy koniecznie pójść na sanki - prosiła Beti. - Ulcia, proszę, proszę…
- Spokojnie, siostrzyczko, jeszcze tak prędko nie wyjeżdżam. Pójdziemy na sanki, ile tylko będziesz chciała.
- No, na jutro zapowiadali dalszy śnieg, więc na pewno pójdziecie - zaśmiał się ojciec.

Wreszcie nadszedł czas na przyjście Świętego Mikołaja. W tę rolę oczywiście wcielił się ojciec. Beatka tak długo męczyła, żeby już przyszedł; dlatego rodzice musieli dyskretnie wyjść z domu, aby wszystko przygotować.
- Beti, chodź, pozmywamy naczynia po wieczerzy - zarządziła Ula. - Jasiu, pomożesz nam?
- Jasne - zorientował się brat. - Ty Ulka zmywasz, młoda wyciera, a ja pochowam.
W tym czasie Alicja pomogła mężowi przebrać się w strój Świętego Mikołaja.
- Wyglądasz tak samo jak w zeszłym roku - powiedziała do niego pogodnie. - Też ci wtedy pomogłam się przebrać.
Oczy mężczyzny rozjaśniły się.
- A pamiętasz naszą tamtą rozmowę?
- Pamiętam, że mówiliśmy o Uli; o tym, że się nieszczęśliwie zakochała. Wtedy zaczęło się to wszystko między nią a Markiem.
- Tak. A ja ci powiedziałem… "Ula się zakochała, Jasiek się zakochał; ciekawe, kto następny."
- No, ciekawe kto - roześmiała się żona i pocałowała go.

Prezenty były bardzo udane. Każdy dostał dokładnie to, co chciał; a nawet więcej. Ula otrzymała elegancki kalendarz na nowy rok, a dodatkowo usłyszała od rodziny, że w tym roku Beti przystąpi do wczesnej Komunii.
- No nie; to ja muszę przyjechać. Nie zostawię przecież naszej Beti samej w takim ważnym dniu.
- Musisz, musisz - potwierdził ojciec. - Bo jak nie, to sami po ciebie przyjedziemy.

Po wieczerzy Alicja wyciągnęła Ulę na chwilę rozmowy na osobności.
- Co się dzieje, Aluś? - zatroszczyła się.
- Źle się dzieje, a nawet więcej - jest bardzo źle. - W skrócie objaśniła aktualne wydarzenia z firmy.
- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Jak Marek mógł do tego doprowadzić? Zawsze myślałam, że jest takim świetnym szefem.
- Był, póki miał ciebie przy sobie.
Jasne. A beze mnie to co? Dziecko we mgle?
- Po prostu w jakiś sposób… scaliłaś firmę. Dzięki tobie to wszystko miało ręce i nogi.
- Brzydula do zadań specjalnych - prychnęła Ula. - A po wszystkim, można mnie zwyczajnie wyrzucić. Cieplak zrobiła swoje, Cieplak może odejść.
- Nie mów tak. Teraz… dużo rzeczy się zmieniło.
Już chciała powiedzieć o zerwanych zaręczynach Marka i Pauliny, ale zmieniła zdanie.
- Nie myślałaś o tym, żeby do nas wrócić? - zapytała po chwili.
- Po co? Żeby znowu być od czarnej roboty?
- Nie. Żeby pokazać doświadczenie zdobyte w Gdańsku i Berlinie. Ulka, ty przecież nie potrzebujesz oglądać się na Marka, bo nie jesteś już tą samą dziewczyną, jaką byłaś przedtem.
- Mówisz, że… mam do was wrócić?
- Tak tylko mówię. Przemyśl to dobrze. Ale bez ciebie… to już nie to samo.
Uściskały się.
- Obiecuję, że się nad tym zastanowię. Przynajmniej do Komunii Beatki postaram się pozamykać swoje sprawy.

Wieczorem Ula zapisała w pamiętniku:

Czy ja po to wyjeżdżałam do Gdańska, żeby teraz wrócić? Myślałam, że rozpoczął się dla mnie nowy etap. Nowa praca, nowe życie bez Marka… Najwidoczniej ja byłam gotowa rozstać się z nimi, ale on nie mogą rozstać się ze mną.