sobota, 13 kwietnia 2024
❗❗❗Uwaga - ważna informacja❗❗❗
poniedziałek, 8 kwietnia 2024
NOWY POCZĄTEK - część 11
Marek odwiózł Paulinę do jej domu, a sam wrócił do siebie. Od kilku dni mieszkał w pięknym apartamencie przy ulicy Siennej na Mokotowie. Od zawsze mieszkał i był przyzwyczajony do dużych przestrzeni, i to mieszkanie spodobało mu się od początku.
Po powrocie do mieszkania, nalał sobie do szklanki whisky i zapatrzył się w ciemność. Przez głowę przelatywały mu słowa, powiedziane przez Paulinę.
„W ogóle chyba o niej zapomniałeś.”
„ …nawet nie próbujesz jej odszukać. A podobno tak ją kochasz.”
„Jeśli naprawdę coś do niej czujesz, to walcz o nią.”
I dalej:
„Albo odnajdziesz Ulę i będziesz o nią walczyć, albo zrywam naszą przyjaźń i nie będę tobie kibicować. Radź sobie sam!”
Obudził się rano po z trudem przespanej nocy. Im dłużej o tym myślał, tym było gorzej.
- Tylko jak mam o nią walczyć, skoro nie wiem kompletnie, gdzie ona jest – powiedział do siebie. – Ukrywa się przede mną. Nie odbiera ode mnie telefonów. Co ja mam zrobić?
Usiadł na łóżku i przetarł zaspane oczy. Po krótkiej chwili wstał i poszedł pod prysznic, licząc na to, że go obudzą gorące krople. I faktycznie, wychodząc z łazienki, wyglądał trochę przytomniej. Po śniadaniu zadzwonił do Pauliny. Odebrała po chwili.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Dobrze. A tobie?
- Nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym, co mi wczoraj powiedziałaś.
- No i?
- To nie jest rozmowa na telefon… – bąknął. Zrozumiała go od razu.
- W takim razie co proponujesz?
Westchnął.
- Zapraszam cię do mnie. Usiądziemy, pogadamy na spokojnie.
- Dobrze. Tylko podaj mi adres.
Podał jej, a ona zapisała i powtórzyła. Potwierdził.
- Świetnie. Pasuje ci 15, czy może być inna godzina?
- 15 może być. To do zobaczenia.
Paulina przyjechała punktualnie. Weszła do wieżowca i wsiadła do windy, jadąc na najwyższe piętro i zapukała do drzwi mieszkania Marka. Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka, witając buziakiem w policzek. Rozejrzała się z przyjemnością po wnętrzu.
- Ładnie tu u ciebie – powiedziała. – Masz z okna niesamowity widok.
- Jeszcze lepiej wygląda w nocy. Warszawa jest przepięknie oświetlona.
- Nie wątpię.
- Siadaj. Napijesz się espresso?
- Chętnie.
Marek zniknął na chwilę w kuchni, krzątając się. Przygotował dla nich obojga smoliście czarne espresso, a do tego ukroił kawałek sernika od rodziców.
- Proszę bardzo – podał jej filiżankę.
- Grazie – odpowiedziała, upijając łyk wody i łyk kawy. – Jak ci minęła noc?
- Szczerze mówiąc, nie mogłem zmrużyć oka. Myślałem o tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy; a właściwie co mi powiedziałaś w samochodzie.
Słuchała uważnie.
- Okej, wiem, że zawaliłem sprawę z Ulą. Że nie nalegałem więcej na spotkanie z jej ojcem. I teraz dopiero zaczynam domyślać się, dlaczego.
- Dlaczego, co? – nie zrozumiała.
- Dlaczego Ula mnie unika.
Westchnął i dodał:
- Wtedy, gdy Ula znalazła w szufladzie te błyskotki od Sebastiana, tuż przed tym nieszczęsnym zarządem, zaczęła mnie unikać. Chciałem ją dogonić, wyjaśnić całą sprawę; ale wypaliła do mnie przez łzy:
„Nie chcę cię znać… ani pamiętać!”
Paulina słuchała go i po chwili odpowiedziała:
- Szczerze mówiąc, to ja jej się nie dziwię. To, jak ją potraktowałeś… to było naprawdę chamskie.
- Paula, jak mam ją przekonać, co zrobić, żeby mi wybaczyła?
- Może… staraj się nie słuchać i nie ufać podszeptom Sebastiana, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Masz rację – przyznał. – Nie wiem, o czym wtedy myślałem: Seba nakręcił mnie, że Ula chce przejąć udziały; że wykorzysta je przeciwko nam.
Ta wiadomość nie mieściła jej się w głowie.
- Przecież Ula by tego nie mogłaby zrobić… prawda? – wykrztusiła.
- Oczywiście, że nie. Nawet się wzbraniała, gdy chciałem dać jej weksel na udziały, ale w końcu jakoś przyjęła.
Po krótkiej chwili ciszy zaczęli mówić jednocześnie:
- Chcę ci się przyznać…
- Mów proszę pierwszy – powiedziała.
- Dobrze… Pamiętasz, jak w zeszłym roku w Święta…
- …byłeś kompletnie rozkojarzony? Pamiętam. I pewnie to ma coś wspólnego z Ulą.
- To prawda – powiedział do niej Marek. – Odwiozłem ją pod dom, w Wigilię, i wtedy… mnie pocałowała.
- Ona – ciebie? – Paulina była zaskoczona. – Ale… jak?
- Normalnie, w usta.
- Och… – westchnęła. – A to mnie zaskoczyłeś.
- Ciebie jak ciebie; ale wyobraź sobie, jaki ja byłem zaskoczony. Do tej pory Ula była tylko moją asystentką; a tutaj ten pocałunek. A potem wyznała mi, że chce odejść z firmy, bo się we mnie zakochała.
Paulina lekko pokiwała głową.
- A pamiętasz tamtą awanturę, jak zarzucałaś mi, że wszyscy są ważniejsi od ciebie? Wszyscy, nawet ona?
- Pamiętam.
- Powiedziałem wtedy:
„Brzydula, tak?! To już nawet o coś takiego jesteś zazdrosna? Nie mam z nią nic wspólnego, rozumiesz? Nic!”
Ona to usłyszała, i uznała, że owo „coś takiego” to było o niej, po czym wybiegła zapłakana na zewnątrz. Ja ją dogoniłem, przytuliłem… i też ją pocałowałem.
Paulina słuchała go i ponownie pokiwała lekko głową.
- Skoro ty jesteś ze mną szczery, ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Ja też przeżyłam swój romantyczny pocałunek… z kimś innym niż z tobą.
- Zdradzisz mi, z kim?
Wypuściła wolno powietrze.
- Z Lwem Korzyńskim. Pamiętasz go, prawda? Ten Rosjanin, właściciel StartSportu.
- Pamiętam, oczywiście. I kiedy to było? – zmarszczył brwi.
- Wtedy, gdy zaprosił mnie na kolację, jak to mówił, chciał omówić sprawy służbowe. A przy tym cały czas mnie adorował. Gdy wychodziliśmy razem z restauracji… pocałował mnie.
Ta wiadomość zaskoczyła go.
- Nie wiedziałem o tym. Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo wtedy byłam zaręczona z tobą – wyjaśniła. – A potem Lew przysłał mi do firmy prezent. To był obraz Tamary Łempickiej.
- Tamary Łempickiej? – powtórzył. – Przecież jej obrazy są cholernie drogie.
- Najwidoczniej nie dla kogoś, kto jest tak bardzo bogaty – zauważyła.
Marek zamilkł.
- Zaskoczyłaś mnie – odpowiedział po chwili. – Ale wiesz… teraz nie jesteśmy narzeczeństwem. Jeśli tylko byś chciała, możesz śmiało się z nim związać; ja nie będę robił ci żadnych wyrzutów.
- Marek, ale ja… ja… – zaczęła się jąkać. – Ja wtedy odrzuciłam Lwa, bo uznałam, że tak będzie lepiej. A tak naprawdę…
- Ty go kochasz – dokończył za nią.
- Tak… chyba tak. Marek, przepraszam.
- Nie przepraszaj; rozumiem cię. – Przytulił ją. – Sama widzisz, że nasz związek, nasze narzeczeństwo było tylko pod publiczkę. Byliśmy razem, bo tego chcieli nasi rodzice, bo wszyscy tego od nas oczekiwali.
- Wiem – odpowiedziała.