piątek, 27 listopada 2020

NOWY POCZĄTEK - część 9

Kochani, wracam do Was z kolejną, dziewiątą częścią mojej opowieści. Jak zwykle życzę Wam miłej lektury i dobrych wrażeń!

NOWY POCZĄTEK - część 9

Zbliżał się 1 listopada, Wszystkich Świętych. Ula zdecydowała, że odwiedzi bliskich, przynajmniej na kilka dni. Spakowała niewielką torbę, kupiła bilet i wsiadła do pociągu. W połowie drogi sięgnęła po swój telefon i wybrała numer taty. Odebrał po dwóch dzwonkach.

- Cześć, tato.

- No cześć, córcia? Co słychać?

- Wszystko dobrze. Właśnie jestem w drodze do was.

- Jak to w drodze? – zdumiał się ojciec.

- Zbliża się Wszystkich Świętych… Chciałam przyjechać do was, zapalić znicz na grobie mamy… Jak zawsze.

- Powiem Maćkowi, żeby po ciebie przyjechał – powiedział ojciec. – Bo my wybieramy się po kwiaty i znicze.

- Okej. To do zobaczenia niedługo. Kocham cię.

Józef rozłączył się i spojrzał na żonę.

- Ula jedzie do nas na Wszystkich Świętych – powiedział. – Będzie za kilka godzin.

- Mam nadzieję, że zdążymy objechać cmentarze, zanim zapadnie zmrok. A poza twoją Magdą… chciałam jeszcze jechać na cmentarz do Wojtka.

- Tego twojego narzeczonego, który zginął przed waszym ślubem? – domyślił się Józef.

- No właśnie – pokiwała głową. – Zawsze, co roku staram się jeździć na jego grób. Chociaż tyle lat minęło…

- Dobrze, Alu; pojedziemy do twojego narzeczonego. Gdzie jest pochowany?

- Na Mokotowie. Niedaleko giełdy z kwiatami i zniczami.

Józef skinął głową i poprawił szalik.

Beatka przybiegła do nich, informując, że jest gotowa do jazdy.

- No dobrze. To wsiadaj do samochodu, żebyś nie zmarzła, a ja zamknę dokładnie drzwi.


Kiedy znaleźli się na cmentarzu na Mokotowie, Alicja wyciągnęła z reklamówki znicz i zapaliła go, przykrywając kapturkiem. Podała Beatce, żeby postawiła znicz na płycie pomnika.

- Mamo, kto to jest, ten pan? – wskazała ruchem brody.

- To był mój narzeczony – wyjaśniła Alicja. – Zginął na krótko przed naszym ślubem.

- Kochałaś go?

- Tak… Był moją pierwszą miłością. Dlatego w miarę możliwości staram się tutaj przyjeżdżać. Na jego urodziny, imieniny, na jego rocznicę śmierci, i oczywiście na Wszystkich Świętych.

Józef ścisnął tylko rękę żony, widząc jej oczy szklące się od łez.

- Jedźmy jeszcze do Rysiowa, na grób Magdy – powiedział. – Tym bardziej, że Ula niedługo dojedzie do nas.

- Oczywiście – pokiwała głową.

 

Dwie godziny później Ula wysiadła na warszawskim dworcu centralnym. Poprawiła płaszcz, wzięła do ręki torbę i ruszyła do wyjścia. Przy wyjściu stał Maciek, oparty o samochód.

- No witam moją kochaną przyjaciółkę – powiedział i uściskał ją mocno.

- Cześć, Maciek – powiedziała z uśmiechem.

Oddała mu torbę i wsiadła do jego nowiutkiego volvo, zapinając pas. Dołączył do niej i uruchomił silnik.

- Co tam słychać w Rysiowie? – zapytała, choć wiedziała bardzo dobrze.

- No co… twój tata ożenił się z panią Alą; ja byłem świadkiem, razem z Sebastianem.

- Jasiek mi mówił – uśmiechnęła się. – Cieszę się, że tata w końcu jest szczęśliwy.

- A ty co tam? Znalazłaś jakąś pracę? Pani Ala mówiła, że nie mogłaś znaleźć pracy.

- Znalazłam pracę; i to dzięki znajomości.

- O, no to opowiadaj – rozpromienił się.

- Jestem konsultantem do spraw finansowo-ekonomicznych. Pracuję w firmie w Gdańsku; ale często jeżdżę do Berlina, gdzie poznałam bardzo miłych ludzi.

- No super – ucieszył się przyjaciel. – A ile zarabiasz… oczywiście, jeśli to nie tajemnica?

- 5000 € miesięcznie – odpowiedziała.

Maciek gwizdnął z zaskoczenia.

- Kurde blaszka, dziewczyno… to kupa szmalu! Dwadzieścia tysięcy miesięcznie!

- Czasami nawet dwadzieścia dwa; wszystko zależy od kursu euro na dzień wypłaty.

- A wystarczyło tylko, że wyjechałaś z Warszawy, że opuściłaś ten cały Febo-Dobrzański świat. Zuch dziewczynka!

Roześmiała się.

- A co u ciebie? Nie puściłeś jeszcze „PRO-S” z torbami?

- Nie; stoi i trzyma się świetnie. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale jakoś dajemy radę.

- No to super. A poza pracą? Poznałeś kogoś? Znam ją?

Mina Maćka wyrażała więcej niż tysiąc słów.

- Kto to jest? Opowiadaj!

- To Ania, wasza recepcjonistka z „F&D”.

- Nasza Ania? – Ula nie wierzyła własnym uszom. – Ale… jak? Kiedy?

- No, w sumie to jeszcze wtedy, gdy pracowałaś w „Febo & Dobrzański”. Tak się poznaliśmy.

- Pamiętam. No i…?

- No i… zaprosiłem Anię jako moją partnerkę na ślub twojego taty. Ania została u mnie na noc, potem drugi raz, później kolejny… i tak poleciało. A w październiku się zaręczyliśmy.

- Szybki jesteś – zaśmiała się Cieplakówna. – No, ale brawo, wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie przy zaproszeniach.

- Bez ciebie to wesele się nie odbędzie – roześmiał się przyjaciel. – Oczywiście, że dostaniesz zaproszenie. Myślę, że koło Gwiazdki będziemy rozdawać.

Uśmiechnęła się.

- Zawieziesz mnie na cmentarz, zanim dojedziemy do domu? – poprosiła. – Chcę przywitać się z mamą.

- Jasne – powiedział.

Podjechali na cmentarz i Ula zapaliła światełko na grobie swojej matki.

- Cześć, mamo – powiedziała. – Jestem, przyjechałam do ciebie, jak zawsze. Znalazłam świetną pracę, dobrze zarabiam. Myślę, że jestem szczęśliwa, chociaż nie mam żadnego chłopaka. – Westchnęła lekko. – Mam nadzieję, że opiekujesz się mną i że dalej tak będzie.

Kiedy odchodziła od grobu, usłyszała za sobą głosy. Był to tata, z Alicją i Beatką. Siostrzyczka pobiegła do niej i przytuliła się.

- Ulcia, Ulcia! – zawołała radośnie.

- Cześć, Beti – odpowiedziała z uśmiechem. – Cześć Alu, cześć tato.

Ucałowali się.

- Co tam u ciebie? – chciał wiedzieć ojciec.

- Wszystko dobrze. Ale opowiem wam wszystko w domu – obiecała.

Kiwnął głową i podał jej klucze.

- Chodź – Ula zwróciła się do Maćka. – Zmarzłam trochę.

Maciek kiwnął głową i dojechali do domu Cieplaków. Ula wysiadła, a przyjaciel wyjął z bagażnika jej torbę i postawił ją w kącie.

Chwilę później rodzina wróciła z cmentarza do domu. W tym czasie Ula zdążyła zaparzyć herbatę.

- No, to opowiadaj, Ula. Jak ci tam w tym Gdańsku? – zaciekawiła się Alicja.

- Mam fajną pracę, nieźle zarabiam. Często jeżdżę służbowo do Berlina.

- A poza tym? Nie poznałaś żadnego adoratora? – zainteresował się ojciec.

- Nie – roześmiała się Ula. – Na razie mam dość adoratorów.

I każdy na swój sposób zalazł mi za skórę…

- Ale wy opowiadajcie, co tutaj się zmieniło – powiedziała. – Czy ja muszę o takich sprawach dowiadywać się od osób trzecich?!

- O czym ty mówisz? – zapytał ojciec.

- No o waszym ślubie – roześmiała się. – Jasiek i Maciek mi powiedzieli.

- Aaa… tak, to prawda – przyznał pogodnie. – No, jakoś tak wyszło.

- Jakoś tak wyszło – powtórzyła z niewinną minką. – I mnie przy tym nie było?! – Ucałowała ich oboje. – Tato, pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałam? Że gdyby wam się udało, to byłabym bardzo zadowolona. I cieszę się, że jesteście szczęśliwi.

Józef i Alicja spojrzeli z miłością na siebie.

- Ale, ale, miałam ciebie pytać. Co u Izy? – Ula zmieniła szybko temat. – Już urodziła?

- No, niedługo urodzi – uśmiechnęła się Alicja. – Pshemko szaleje, bo straci główną krawcową; ale tak naprawdę troszczy się o Izę.

- Cały Pshemko – zaśmiała się panna Cieplak. – I co Iza będzie miała?

- Chłopca. Ale jeszcze nie wybrali imienia.

- Pozdrów ją ode mnie.

- Oczywiście. Obie z Elą stale o ciebie wypytują, czy mam jakieś nowe wieści na twój temat. Nie wiem, co mam im powiedzieć.

- Powiedz im, że wyjechałam do Gdańska – oznajmiła Ula. – Że mam świetną pracę.

Alicja skinęła głową.

- O moim ślubie też wie kilka osób – uśmiechnęła się.

- No, ciekawe kto – zaśmiała się Ula. – Jeśli Sebastian był twoim świadkiem, to i Violetta. A jeśli Violetta… to i połowa firmy.

- Zaraz tam połowa – odpowiedziała Alicja z udawanym oburzeniem. – Poza nimi, tylko Ania, Ela z Julkiem i Władek. Iza z Leszkiem też byli, ale tylko w kościele.

- Rozumiem – kiwnęła głową Ula. – Dobrze, że dziewczyny przyszły na wasz ślub. Jasiek pokazał mi zdjęcia; ślicznie wyglądałaś.

- Dziękuję.

- Ulcia – zwróciła się do niej Beatka. – A ty wiesz, że mama i tata zaczarowali mój pokój? Zupełnie go nie poznasz.

- Przemeblowaliśmy trochę w pokoju Jaśka i Beatki – dopowiedział ojciec. – Kupiliśmy dla niej łóżko piętrowe, połączone z szafą i biurkiem.

- Ojej, to muszę koniecznie zobaczyć – uśmiechnęła się Ula.

Poszli razem na górę do pokoju, który zajmowali kiedyś Jasiek i Beatka – teraz był tylko własnością dziewczynki. Odkąd brat poszedł na studia, w Rysiowie był tylko gościem.

Nowy wystrój pokoju zaskoczył Ulę. Najbardziej spodobało jej się nowe łóżko siostrzyczki, połączone z szafą i biurkiem. Na biurku stanęło zdjęcie Beatki, zrobione na „Czarnej Perle” jako piratka z Karaibów, a także zdjęcia rodziny: ich prawdziwej mamy, a także Ali i taty.

- Ślicznie tu teraz wygląda – powiedziała z podziwem. – A Jasiek, gdzie śpi?

- Spokojnie, dla niego też mamy nowe posłanie – uśmiechnęła się Alicja. – Widzisz ten fotel? – wskazała ręką. – To amerykanka.

- No super – ucieszyła się Ula. – Przynajmniej nie zajmuje dużo miejsca.


wtorek, 17 listopada 2020

ŚLUB OD PIERWSZEGO WEJRZENIA - prolog

Tym razem mam dla Was niespodziankę. Zainspirowana fenomenem programu "Ślub od pierwszego wejrzenia", postanowiłam stworzyć zupełnie nową opowieść. Zapraszam serdecznie, i jak zwykle życzę miłej lektury i dobrych wrażeń!

ŚLUB OD PIERWSZEGO WEJRZENIA

prolog

Uli Cieplak życie nigdy nie rozpieszczało. Gdy była w maturalnej klasie, zmarła nagle jej mama, wydając na świat najmłodsze upragnione dziecko – śliczną i zdrową dziewczynkę, Beatkę. Oprócz niej miała jeszcze brata Jaśka, wówczas jedenastoletniego, a załamany nagłą śmiercią żony ojciec, podupadł na zdrowiu i zaczął mieć problemy z sercem. Musiała radzić sobie sama. Na szczęście nie została całkowicie osamotniona. Jej najlepszym przyjacielem był Maciek Szymczyk. To właśnie dzięki Maćkowi i jego rodzicom odpadła jej tymczasowo opieka nad niemowlęciem. Dzięki temu mogła dokończyć naukę i zdać maturę z wynikami celującymi.

Maciek był jedynakiem i wraz z rodzicami mieszkał naprzeciw niej, bramę w bramę. I trudniej było znaleźć bardziej zgraną parę przyjaciół. Od zawsze wszystko robili razem. Ich przyjaźń zaczęła się, gdy mieli siedem lat i po raz pierwszy usiedli razem w jednej ławce w pierwszej klasie szkoły podstawowej – i tak już zostało przez następne osiem lat. W obu rodzinach nigdy się nie przelewało, a Ula i Maciek również nie grzeszyli urodą. Zwłaszcza dziewczyna. Nosiła niemodne, babcine ciuchy, długie ciemne blond włosy związywała w kucyk, a grzywkę podkręcała na wałek. Ostatnio też do „kompletu” doszły wielkie okulary, zasłaniające pół twarzy, oraz aparat ortodontyczny.

Mimo odpychającego wyglądu, Ula wyróżniała się zamiłowaniem do cyferek. Maciek również, ale to jednak ona była w tym najlepsza. Mogła godzinami siedzieć w swoim pokoju i rozwiązywać zadania z matematyki. Oboje również uwielbiali uczyć się języków obcych. Efekt był taki, że oboje wybrali identyczny kierunek studiów: Ekonomię na SGH, i znali biegle angielski i niemiecki. Ula dodatkowo zapisała się na dwa dodatkowe kierunki, Finanse i Bankowość oraz Zarządzanie zasobami ludzkimi. Wszystkie kierunki pozaliczała na piątki.

Od chwili, gdy skończyli po osiemnaście lat, zaczęli dorabiać, aby odciążyć finansowo swoje rodziny. Mimo kierunkowego wykształcenia, nie udało im się znaleźć żadnej lepszej pracy. Maciek znalazł zatrudnienie w barze, w knajpie „U Ryśka”, gdzie co prawda nie zarabiał kokosów, ale przynajmniej miał swój grosz. Ula dorabiała najpierw udzielając korepetycji z matematyki i angielskiego, potem zatrudniła się w banku. Dzięki temu jej ojciec i rodzeństwo mogło trochę odetchnąć.

„Pierwszą miłością” Uli był Bartek Dąbrowski, syn sąsiadki. Może i był w jakiś sposób przystojny i podobał się miejscowym dziewczynom, ale miał jedną okropną wadę: gdziekolwiek się pojawił, przyciągał tylko kłopoty. A odkąd dziewczyna zaczęła zarabiać, bez końca wyciągał od niej pieniądze i oszukiwał ją, ile tylko się dało.

- Ula, zostaw tego Dąbrowszczaka w spokoju – tłumaczył jej Maciek. – Zobaczysz, że nic dobrego z tego nie przyjdzie.

- Maciek, ja to wiem – usprawiedliwiała się Ula. – Ale spróbuj to jemu przetłumaczyć, i tej jego mamuśce też. Zupełnie jak grochem o ścianę.

- Powinnaś znaleźć sobie kogoś lepszego – podpowiedział. – Tego kwiatu jest pół światu, jak to mówią. Zobaczysz, jak poznasz kogoś innego, to o nim zapomnisz – pocieszał ją.

- Maciek ma rację – wtrącił się ojciec Uli. – Bartek to nie jest idealny kandydat dla ciebie.

- To co ja mam zrobić? – westchnęła. – Jak mam sobie kogoś znaleźć, z moim wyglądem?

- Słyszałem, że ostatnio ogłaszali casting do programu… – Wyjął z kieszeni wciśniętą mu w rękę ulotkę. – Mam. „Ślub od pierwszego wejrzenia”.

- Na czym to polega? – Ula była bardzo sceptyczna.

Maciek wyjaśnił jej krótko, czytając informacje z ulotki.

- Spośród zgłoszonych kandydatów, eksperci wybierają trzy pary, które będą pasowały do siebie z punktu widzenia nauki. To co, zgłosisz się?

- Spróbuję, choć nie spodziewam się żadnych fajerwerków.

* * *

W przeciwieństwie do Uli, życie Marka Dobrzańskiego przypominało bajkę. Młody, przystojny, prezes rodzinnej firmy „Febo & Dobrzański”. Stanowisko prezesa przejął po swoim ojcu, Krzysztofie, który ustąpił z posady z powodu poważnego stanu zdrowia. Senior Dobrzański od lat leczył się na serce i pożegnał się z pracą na serdeczną prośbę żony.

Marek pełnił funkcję prezesa, która właściwie była bardziej honorowa, gdyż tak naprawdę był dyrektorem do spraw promocji i reklamy. Nigdy nie przejmował się swoją pracą, bo praktycznie całą gamą obowiązków obarczał swoje asystentki. Tak, właśnie asystentki; ponieważ żadna nie zagrzała w firmie miejsca dłużej niż kilka tygodni czy miesięcy. Powodem tego było to, że Marek na widok ładnej buzi nie potrafił utrzymać rąk przy sobie. Miał niezliczoną ilość kochanek, włączając nie tylko jego asystentki, ale również modelki, których nie brakowało w „F&D”. Zresztą, trudno było się temu dziwić – był niesamowicie przystojny i bardzo męski. Magnetyczne spojrzenie jego stalowo-szarych oczu, okolonych niemalże niemęsko długimi rzęsami, przyprawiało płeć piękną o szybsze bicie serca, a te dwa urocze dołeczki w policzkach, ukazujące się za każdym razem, gdy się uśmiechał…

Najlepszym przyjacielem Marka był Sebastian Olszański, pełniący w firmie funkcję dyrektora HR. Od czasu ukończenia studiów, obaj uwielbiali imprezować wspólnie w stołecznych klubach do bladego świtu, podrywając panienki chętne na jedną noc. Byli wobec siebie lojalni – jak to wśród przyjaciół – i kryli jeden drugiego. Te wszystkie „wyskoki” były solą w oku rodziców Marka, Krzysztofa i Heleny. Również przybrane rodzeństwo Marka, Aleksander (zwany przez wszystkich Aleks) i Paulina Febo, z przerażeniem wysłuchiwali coraz to kolejnych opowieści o nowych podbojach.

Aleks i Paulina nie byli prawdziwym rodzeństwem Marka. Ich matka, Agnieszka Febo, była najlepszą przyjaciółką Heleny Dobrzańskiej. Kiedy Marek miał pięć lat, rodzice zabrali go do Mediolanu, gdzie mieszkała Agnieszka wraz z mężem, Francesco, i dwójką dzieci, Aleksem i Pauliną. Aleks był dwa lata starszy od Marka, Paulina była jego rówieśnicą. Cała trójka zaprzyjaźniła się ze sobą i traktowała się jak rodzeństwo, a obaj ojcowie – Francesco i Krzysztof – założyli firmę odzieżową. Po tragicznym wypadku obojga rodziców Febo (Paulina miała 15 lat, a Aleks 17), Krzysztof i Helena zostali rodziną zastępczą dla osieroconego rodzeństwa i przygarnęli ich do siebie, zapewniając im opiekę i wykształcenie. Aleks ukończył Ekonomię i objął stanowisko dyrektora finansowego. Paulina, jako absolwentka zarządzania zasobami ludzkimi, wybrała funkcję ambasadora firmy.

Któregoś ranka, gdy Marek i Sebastian po raz kolejny przyszli na kacu do pracy (po kolejnym pijaństwie w knajpie), Paulina i Aleks dyskutowali na temat zachowania Marka.

- Aleks, to już się robi chore – powiedziała. – Takie imprezy nie wyjdą mu dobrze na zdrowie, a to z kolei odbija się na wynikach w firmie.

- Sorella, mnie to mówisz? – odpowiedział pytaniem brat. – Mnie też nie jest na rękę widzieć, jak Marek się stacza. Ale tu masz rację. Jeśli coś ze sobą nie zrobi, wszyscy na tym stracą.

Pokiwała smętnie głową. Naraz spojrzała na niego.

- Poczekaj, bo chyba mam pomysł, jak możemy spróbować go uratować. Ostatnio byłam z Julią w Złotych Tarasach na zakupach, i ktoś wręczył mi to.

Podała mu ulotkę, którą wyjęła z torebki. Aleks wziął do ręki ulotkę i przeczytał.

- „Ślub od pierwszego wejrzenia”? – zapytał, unosząc brew. – Jesteś pewna?

- No wiesz, w tym programie eksperci wybierają pary, które będą pasować do siebie pod względem charakteru. Co o tym myślisz?

- Trzeba opowiedzieć o tym Krzysztofowi i Helenie – odparł Aleks. – Ale mnie osobiście podoba się ten pomysł. Ciekawe, jaką kandydatkę mu znajdą.

- Oby taką, przy której nareszcie się ustatkuje.

Tego samego wieczora młodzi Febo przekazali rodzicom Marka ten niezwykły pomysł. Seniorzy trochę byli zaskoczeni, ale ku ich zaskoczeniu, całkowicie ich zaakceptowali.

- Skoro nie Marek nie słucha ani was, ani nas, może kandydatka wybrana mu przez ekspertów jakoś na niego wpłynie – powiedział Krzysztof.

- To samo przyszło mi do głowy. Tym lekkoduchem trzeba poważnie potrząsnąć, bo inaczej pójdziemy na dno – odpowiedział mu Aleks.

- Ale mam prośbę, żebyście to wy mu powiedzieli o naszym pomyśle – zwróciła się do nich cicho Paulina. – Chociaż jak go znam, to pewnie się wkurzy.

- Na pewno się wkurzy – uśmiechnął się Krzysztof. – Ale lepiej, żeby dał się namówić, bo inaczej cała firma pójdzie na dno – dodał poważnie.

Krzysztof ogłosił Markowi swoją decyzję krótko później. Młody Dobrzański słuchał słów ojca i nie wierzył własnym uszom.

- Jak to… mam się ożenić z pierwszą lepszą dziewczyną, której kompletnie nie znam? – wypalił.

- Mam nadzieję, że przy niej wreszcie zmądrzejesz – odpowiedział krótko ojciec. – Twoje ostatnie zachowanie woła o pomstę do nieba; a to odbija się na twojej pracy i wynikach całej firmy.

- No ale… ale… Nie, to jakiś kompletny absurd!

- A czy ty myślisz – powiedział twardo senior – że twoje wypady do klubów, twoje niekończące się romanse nie są absurdalne?! Jesteś dorosłym mężczyzną, a zachowujesz się jak nieodpowiedzialny gówniarz! Wstyd mi za ciebie!

Te słowa uderzyły go na tyle, że musiał odreagować. Tego samego wieczoru w klubie „69” siedział przy drinku w towarzystwie Sebastiana.

- Nie zgadniesz nigdy, do czego zmusza mnie ojciec – powiedział, pochylając się nad szklanką whisky.

- Do czego?

- Aleks i Paulina wpadli na pomysł, żebym wziął udział w jakimś głupim programie, „Ślub od pierwszego wejrzenia”.

- Co?! – Olszański o mało co nie opluł się drinkiem. – Masz wziąć ślub z pierwszą lepszą dziewuchą? Bez urazy, ale chyba zwariował.

- Ojciec powiedział mi, że te nasze wypady są absurdalne; że zachowuję się jak nieodpowiedzialny gówniarz – i że wstyd mu za mnie.

To mówiąc, dopił do końca swojego drinka.

- I co teraz zrobisz?

- Seba… nie wiem, po prostu nie wiem. Ale wiem na pewno, że jeśli się na to nie zdecyduję, to mogę zapomnieć o mojej ciepłej posadce w firmie.

- A może ty się jednak zgłoś do tego programu – rzucił przyjaciel. – Bierzesz tylko ślub cywilny, więc jeśli ci się nie spodoba, zawsze możesz się z nią rozwieść.

Oczy młodego Dobrzańskiego rozbłysły.

- Może być z tego dobra zabawa.

czwartek, 22 października 2020

NOWY POCZĄTEK - część 8

Kochani, przed Wami kolejna, już ósma część mojej opowieści o naszej ulubionej parze, ich rodzinie i przyjaciołach. Życzę Wam miłej lektury i pozytywnych wrażeń!

/W tym fragmencie połączyłam dwie części, na temat Alicji i Józefa. Nawet w jesieni życia można się romantycznie zakochać :-) /

NOWY POCZĄTEK - część 8

Tymczasem Alicja i Józef stawali się coraz bliżsi. Od tego pierwszego pocałunku, Alicja postanowiła, że zostanie na zawsze w Rysiowie; tym bardziej, że Józef z Beatką też tego chcieli. Dziewczynka poprosiła tatę, żeby zrobił tak, żeby pani Ala została jej mamusią.

- Dobrze, Beatko, a jak to zrobimy?

- Poproś panią Alę, żeby została twoją żoną – powiedziała Beatka otwarcie. – I wtedy zostanie moją mamą.

Szczerość córeczki rozczuliła go. Nie planował tego, ale na jej prośbę nie mógł zostać obojętny.

- Dobrze – powiedział. – Poproszę ją o to.

Tak też się stało. Któregoś wieczoru, kiedy Alicja po raz kolejny przyjechała na noc do Rysiowa, czekała ją niespodzianka: pięknie przystrojony stół, uroczysta kolacja, przygotowana przez Jaśka. W salonie stał Józef, trzymając w rękach jej ulubione herbaciane róże. Był bardzo wzruszony i lekko spięty.

- Ojej, a co to wszystko znaczy? – kobieta była wyraźnie zaskoczona.

- Alu, chciałem ciebie zapytać… Czy zgodzisz się zostać moją żoną i mamą dla Beatki? – zapytał wzruszony, podając jej kwiaty.

- Nawet nie wiem, co mam powiedzieć – bąknęła, rumieniąc się po same uszy. – Tak, zgadzam się.

- Super! – Beatka podskakiwała z radości jak szczęśliwy psiak. – Będę miała mamę!

- No właśnie; Jasiek, a może będziesz mówił do mnie po imieniu? – zaproponowała. – Nie musisz nazywać mnie mamą, bo przecież pamiętasz swoją mamę.

- No dobrze – chłopiec uścisnął kobietę i ucałował ją serdecznie. – Dziękuję, Alu.

- Tato, a gdzie masz pierścionek dla mamy? – zapytała Beatka.

Pierwszy raz głośno i oficjalnie nazwała ją w ten sposób. Nawet jej tego nie bronili.

- Oczywiście – mężczyzna wyjął z kieszeni pudełko i wręczył je kobiecie. W środku znajdował się pierścionek, który kiedyś ofiarował matce dzieci. Alicja otworzyła pudełko, a Józef wyjął pierścionek i wsunął go na palec kobiety.

- Cóż, Alu, od teraz oficjalnie jesteś… moją narzeczoną – powiedział z uśmiechem. – Kurczę, muszę się do tego przyzwyczaić.

- Mamo, to zamieszkasz teraz z nami? – zapytała Beatka.

- Zamieszkam z wami – obiecała, przytulając dziewczynkę. – Ale muszę powoli wszystko zorganizować.

W radosnych nastrojach zjedli kolację, którą przygotował Jasiek. Dorośli obiecali, że jak najprędzej ustalą datę ślubu, i że porozumieją się z proboszczem. – Żeby nikt nam nie zarzucił, że mieszkamy razem bez ślubu – dodał ojciec, powodując wybuch śmiechu.

- A szczególnie pani Dąbrowska – dodał Jasiek. – Ona na pewno wam nie daruje.

Kiedy już zagonili bardzo śpiącą Beatkę do łóżka, a Jasiek też poszedł wcześnie spać, dorośli zostali sami w kuchni, całując się i przytulając.

- Nie wierzę we własne szczęście – powiedziała Alicja. – Mam wrażenie, że należę do waszej rodziny od zawsze. Kocham was… i kocham ciebie.

- Ja też cię kocham, Alu – Józef spojrzał z miłością w jej oczy i pocałował ją. Odwzajemniła pocałunek, nie mając wcale dosyć.

Między nimi panowało ogromne napięcie, ale żadne z nich nie miało śmiałości zrobić kroku dalej. W końcu Alicja wzięła narzeczonego za rękę i pociągnęła za sobą do swojego pokoju. Uniósł brew zaskoczony.

- Nie chcesz? – zapytała.

- Chcę… bardzo chcę, ale nie wiem, co powiedzą dzieci.

Zaśmiała się. – Myślę, że pogodzą się z tym. Chodź; póki jeszcze nie zmieniłam zdania.

Pogasili światła, nie sprzątając nawet po kolacji i poszli do jej pokoju.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, spojrzeli na siebie nieśmiało.

- Boże, jak ja dawno nie byłem… w takiej sytuacji – powiedział Józef lekko speszony. – Ostatni raz jeszcze z moją Magdą.

- Ćśśś – Alicja pocałowała go delikatnie w usta. – Ja też dawno nie byłam w takiej sytuacji. A bardzo tego chcę. Teraz, tutaj, z tobą.

W końcu przełamali wzajemną nieśmiałość i przestali się kontrolować. W efekcie spędzili cudowną noc, szepcząc o wzajemnej miłości i całując się.

- Mam nadzieję, że nie było nas za bardzo słychać w pokoju dzieci – powiedziała Alicja, ukrywając głowę w ramionach ukochanego.

- Najwyżej będziemy musieli to wyjaśnić Beti – zaśmiał się Józef. – A Jasiek to jakoś zrozumie. To prawie dorosły facet.

- Masz rację – zgodziła się.

Zasnęli, przytuleni do siebie.

Rano Józef obudził się i nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Oto miał obok siebie ukochaną kobietę, która zgodziła się poprzedniego wieczoru zostać jego narzeczoną i matką dla jego dzieci. Alicja obudziła się dopiero chwilę później; a widząc obok siebie narzeczonego, uśmiechnęła się.

- Dzień dobry, kochanie – powiedział do niej, całując ją w usta.

- Dzień dobry – odpowiedziała. – A właściwie nie dobry… cudowny, wyjątkowy…

- Tak? A dlaczego? – droczył się z nią.

- Bo zostałam twoją narzeczoną – powiedziała po prostu i pocałowała go.

- To prawda; jesteś moją narzeczoną – przyznał, przytulając się do niej.

- Która godzina? – zapytała po chwili. Spojrzała na budzik, stojący na komodzie.

- Spokojnie, Beatka jeszcze śpi – uspokoił ją.

Miał rację; była dopiero siódma. A to była sobota.

- Co ci się śniło, kochanie? – zapytał, głaszcząc ją po włosach.

- Ty mi się śniłeś – powiedziała. – I Ula. Mam nadzieję, że u niej wszystko się ułoży.

- Ja też – przyznał. – Chciałbym, żeby ona była też taka szczęśliwa, jak my.

Pocałowali się jeszcze kilka razy, nie mogąc oderwać się od siebie.

- Pójdę do siebie – powiedział po chwili. – Ale bardzo ci dziękuję, kochanie – pocałował ją.

- Za co?

- Za to, że jesteś tutaj ze mną, że zgodziłaś się zostać moją żoną, że spędziliśmy razem cudowną noc…

- To ja ci dziękuję – odpowiedziała. – Za to, że przyjęliście mnie do waszej rodziny.

Józef poszedł do siebie, zakładając pospiesznie ubranie. Alicja została jeszcze w łóżku, przytulając głowę do poduszki. Czuła na niej zapach mężczyzny, który poprosił ją o rękę, którego kochała najbardziej na świecie. Czuję się jak zakochana nastolatka, pomyślała. Ale było tak cudownie, tak wyjątkowo… Cały czas czuła na wargach, na swoim ciele jego pocałunki, jego ciepło, jego oddech… Westchnęła głęboko i uśmiechnęła się.

Chwilę później wstała, ogarnęła się i weszła do kuchni. Nie spodziewała się, że narzeczony już zdąży się szybciej ogarnąć i zrobi śniadanie. Na jej widok uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie.

- Dzień dobry jeszcze raz, kochanie – powiedział, całując ją w usta. – Jak się czujesz?

- Cudownie – powiedziała szczęśliwa. – Jak to mówią młodzi, miałam motylki w brzuchu.

- Ja też – powiedział. – Jestem tak bardzo szczęśliwy, jak jeszcze nigdy.

Chwilę później do kuchni weszła Beatka i Jasiek, witając serdecznie tatę i nową mamę. W radosnych nastrojach zjedli śniadanie i gadali, gadali, gadali.

W końcu Jasiek wziął głęboki oddech.

- A, słuchajcie. Mam coś dla was – powiedział i wręczył rodzinie świadectwo maturalne.

Wszystkie egzaminy były zdane na przynajmniej 80 lub 85%. Oboje – Józef i Alicja – uściskali go i wyrazili swoją dumę.

- No, Jasiu, gratulacje – powiedziała Alicja zadowolona. – I co teraz?

- No właśnie… złożyłem dokumenty na informatykę na polibudzie. Tylko mam problem z mieszkaniem.

- Ale nie ma żadnego problemu – odpowiedziała. – Dlatego że ja zamieszkam tutaj, a ty wynajmiesz moje mieszkanie. To właściwie dwa pokoje z kuchnią i łazienką.

Ta wiadomość zaskoczyła chłopca.

- Naprawdę?

- Oczywiście. A jeśli chodzi o czynsz, to jakoś się dogadamy.

- Dzięki, Alu – chłopiec uścisnął ją. – Przynajmniej nie będę miał problemu ze znalezieniem mieszkania.

- Może Kinga będzie chciała z tobą zamieszkać – podsunął ojciec. – Pogadaj z nią, a zwłaszcza z Matysiakiem. Może się zgodzi, żebyście razem wynajęli mieszkanie Ali.

- Dobrze, pogadam z nimi.

Alicja postanowiła zachować dla siebie fakt, że się zaręczyła i że wyjdzie za mąż za Józefa Cieplaka. O swoim sekrecie powiedziała tylko Izie i Eli, które nie kryły podekscytowania.

- Kurczę, jak ja ci zazdroszczę – powiedziała Iza. – Ale motylki w brzuchu były, co?

Alicja spłoniła się lekko, ale przytaknęła.

- I co, weźmiecie ślub? – podpytywała Ela.

- Weźmiemy ślub – potwierdziła Milewska. – Jak tylko będę znała termin, to was powiadomię. Mam nadzieję, że przyjdziecie.

- Oczywiście – zapewniły przyjaciółki.

- Szkoda, że Ulka nie będzie na waszym ślubie; tak bardzo wam kibicowała – westchnęła Iza. – Co u niej słychać?

Milewska zawahała się.

- Wiem, gdzie jest, ale nie mogę wam nic powiedzieć – wyjaśniła, zniżając głos, aby nie zostać podsłuchaną. – Po tym, co było między nią a Markiem, postanowiła odciąć się od złych wspomnień i zacząć życie od początku.

- Pozdrów ją od nas – poprosiła Ela. – Powiedz, że bardzo za nią tęsknimy.

- Oczywiście, wszystko jej powiem. Jak tylko do niej zadzwonię, przekażę jej wasze pozdrowienia.

* * *

Tymczasem w Rysiowie nastąpiły wielkie zmiany. Alicja wprowadziła się do Józefa, a Jasiek powoli urządzał się w mieszkaniu przybranej mamy. Beatka rozpoczęła równocześnie naukę w pierwszej klasie w szkole podstawowej. Rodzice zabrali ją na zakupy do miasta, aby mogła sama wybrać plecak, piórnik, zeszyty i kredki. Czuła się z tego powodu bardzo ważna. Sami w tym czasie zorganizowali dla niej niespodziankę: przemeblowali całkowicie jej pokój, który do tej pory dzieliła z Jaśkiem. Zamiast starego łóżka kupili jej nowe, połączone z biurkiem i szafą.

Na początku nowej szkoły Alicja i Józef dowiedzieli się, że istnieje możliwość, aby dzieci już w pierwszej klasie przystąpiły do Pierwszej Komunii, tak zwanej „wczesnej Komunii”. Po rozmowie z Beatką przekonali się, że dziewczynka jest gotowa do przyjęcia wczesnej Komunii, dlatego postanowili, że w maju odbędzie się jej wielki dzień.

Jasiek dogadał się z ojcem Kingi, przeprosił go za wszystkie głupstwa, które wcześniej popełnił, a w końcu poprosił, aby pan Matysiak zgodził się na przeprowadzkę Kingi. Wyjaśnił, że jego ojciec niedługo się żeni i że jego żona zamieszka z nimi w Rysiowie, wskutek czego Alicja odstąpi młodym swoje mieszkanie. Matysiak nie był do końca przekonany, żeby młodzi mieszkali razem; jednak Jasiek uspokoił go, że chodzi tylko o wspólny wynajem mieszkania i obniżenie kosztów wynajmu. Wówczas mężczyzna zgodził się na to i pozwolił córce na przeprowadzkę.

Józef i Alicja ustalili termin ślubu na połowę września. Postanowili, że nie będą robili osobnego przyjęcia weselnego, tylko zorganizują małe przyjęcie z grillem dla przyjaciół z „Febo & Dobrzański”. Jako świadków wybrali Maćka i Sebastiana. Józef ubolewał, że świadkiem jego ukochanej nie zostanie Ulka, ale wiedział, że córka tak czy owak byłaby bardzo szczęśliwa, widząc ich razem.


- To jak to wszystko zorganizujemy? – pytał.

- Może ja pomogę – zaofiarował się Maciek. – Panie Józefie, pan może szykować się u mnie, a pani Ala tutaj. Bo pan młody nie powinien widzieć panny młodej przed ślubem.

- Po pierwsze, ja już nie taki młody, a Ala to też nie taka panna młoda – śmiał się Józef. – Ale dobrze, skoro tak mówisz.

W końcu ustalili, że Maciek zawiezie ich do ślubu, żeby Ala nie musiała jechać. Iza obiecała, że znajdzie jej strój odpowiedni na tę uroczystość. Violetta (Sebastian nie mógł się powstrzymać i jej powiedział) przyrzekła ją umalować i uczesać. Obrączki kupili nowe, ponieważ te po Magdalenie Józef traktował jako świętość. Nie musiał nawet kupować nowego garnituru, gdyż ten, który miał, sprawdził się bez zarzutu. Beatka miała nieść obrączki do ołtarza, z czego czuła się bardzo dumna.

Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich dzień. Alicja i Beatka obudziły się dość wcześnie i po wspólnym śniadaniu, które zjedli w pogodnych nastrojach, spędzili ostatnie przedpołudnie jako narzeczeni. Około południa do Rysiowa przyjechali wszyscy przyjaciele i od razu pomogli nowożeńcom w przygotowaniach. Iza przywiozła kremową garsonkę dla Ali, w której wyglądała bardzo elegancko. Sebastian odebrał po drodze bukiet dla Ali (z jej ukochanych herbacianych róż) i kwiatek do butonierki dla Józefa. Violetta zajęła się fryzurą Beatki i Alicji, a potem umalowała Alicję. W efekcie kobieta wyglądała tak pięknie, jak jeszcze nigdy.

Józef przyszedł do swojego domu i zobaczył ukochaną, gotową do ślubu i promienną. Wyglądała tak pięknie, że aż zabrakło mu tchu.

- Wyglądasz… przepięknie – wykrztusił.

Kobieta zarumieniła się.

- Tato, Alu – odezwał się do nich Jasiek. – Normalnie to rodzice udzielają dzieciom błogosławieństwa na ślubie – uśmiechnął się. – Ale w tym przypadku to ja życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Bądźcie szczęśliwi – uściskał ich oboje.

- Mamo, tato, bardzo was kocham – Beatka przytuliła ich mocno.

- No, kochani, limuzyna czeka – powiedział Maciek.

Oboje zeszli po schodach i wsiedli do samochodu Maćka, ozdobionego kwiatami. Beatka zabrała się z Elą i Władkiem, i całą drogę gadała z Julkiem.

Kiedy zajechali pod kościół, na miejscu oczekiwał na nich ksiądz proboszcz. Zaprosił ich oraz świadków do zakrystii i poprosił o podpisanie dokumentów. Podpisali się, a później przeszli razem w stronę wejścia do kościoła. Beatka, bardzo przejęta, trzymała w rękach tackę, na której położone były obrączki. Teraz szła jako pierwsza, bardzo przejęta, przed rodzicami i świadkami.

Msza była bardzo uroczysta, a ksiądz wygłosił do nich piękne kazanie. Oboje, Józef i Alicja, patrzyli na siebie z miłością i trzymali się za ręce. W końcu zwrócił się do nich:

- Alicjo i Józefie, wysłuchaliście słowa Bożego i przypomnieliście sobie znaczenie ludzkiej miłości i małżeństwa. W imieniu Kościoła pytam was, jakie są wasze postanowienia. Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?

- Chcemy – odpowiedzieli.

- Czy chcecie wytrwać w tym związku, w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?

- Chcemy.

Po odmówieniu modlitwy do Ducha Świętego, nadszedł ten najważniejszy moment. Ksiądz zwrócił się do nich ponownie:

- Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i patrząc sobie w oczy, wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej.

Podali sobie dłonie, które ksiądz przewiązał stułą.

- Ja, Józef, biorę sobie ciebie Alicjo za żonę i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.

- Ja, Alicja, biorę sobie ciebie Józefie za męża i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.

- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Teraz nadeszła pora na nałożenie obrączek. Beatka podeszła do księdza i ponownie wzięła do ręki tackę z obrączkami. Ksiądz powiedział do nich:

- Niech Bóg pobłogosławi te obrączki, które macie sobie wzajemnie nałożyć jako znak waszej miłości i wierności. Teraz nałóżcie sobie obrączki.

- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

- Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Kiedy nowożeńcy i rodzina mieli przyjąć komunię, Beatka też chciała pójść. Jasiek wstrzymał ją szeptem.

- Nie możesz jeszcze iść, musisz poczekać do Pierwszej Komunii – powiedział do niej.

- Szkoda – bąknęła, ale została posłusznie w ławce.

Po mszy, wszyscy wyszli z kościoła. Władek i Ela wzięli ze sobą drobne, które teraz rzucili w stronę nowożeńców. Alicja i Józef poprosili Beti, żeby im pomogła w pozbieraniu pieniążków. Wreszcie Maciek, po krótkiej rozmowie z Józefem, przekazał, że goście mogą składać życzenia na małym przyjęciu w domu młodej pary – żeby nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania. Całe towarzystwo wsiadło do samochodów i przejechało z powrotem pod dom Alicji i Józefa. Zanim jeszcze przejechali, Iza i Leszek pożegnali się z nimi, tłumacząc się zmęczeniem Izy.

Na miejscu, Maciek otworzył szampana i rozdał dorosłym; Beatka i Julek dostali sok. Władek i Sebastian wymówili się „smutnym losem kierowcy”. Zgodnie zaśpiewali „Sto lat” i złożyli im życzenia na nową drogę życia. Wtedy Alicja i Józef pocałowali się, po raz pierwszy już oficjalnie jako mąż i żona. Wówczas Alicja zdecydowała się przebrać swoją kremową garsonkę, wiedząc, że przy grillu na pewno się pobrudzi, i ubrała wygodną spódnicę i bluzkę oraz lekki sweterek. Beatka również zamieniła swoją różową sukienkę na taką mniej oficjalną, ale równie śliczną. W tym czasie Maciek i Jasiek rozpalili grilla. Ela, Ania i Kinga uwijały się przy kuchni. Każdy miał coś do zrobienia.

- Słuchajcie, będziecie mieli wrzątek? – zapytała Ania. – Tam na dole chcą zrobić kawę.

- No, właśnie zalewam – Ela zakręciła termos, a Władek przyszedł i zabrał je na dół.

- Hej, hej, słuchajcie – ogłosił Maciek. – Pora na pierwszy taniec. Panie Józefie, pani Alu, jesteście gotowi?

Józef spojrzał na swoją żonę i wyciągnął do niej rękę.

- Pani Cieplak, pozwoli pani? – zapytał z błyskiem w oku.

Drgnęła lekko, ale domyśliła się, że to chodziło o nią.

- Oczywiście, kochanie – powiedziała.

Podała mu rękę, a mąż objął ją i prowadził w tańcu.

Złote obrączki i róże płonące,
Rozmowy, które są jak małe słońca.
Złote obrączki, nasz cały majątek,
Ruchome święto dwóch serc, magicznych rąk.

~ KRYSTYNA GIŻOWSKA – „Złote obrączki”

Alicja była zaskoczona, że mąż tak dobrze tańczy, ale dostosowała się do niego. Pozostali przyjaciele przyłączyli się do nich i rozpoczęła się prawdziwa zabawa.

W trakcie przyjęcia, Józef zauważył, że ktoś wchodzi na teren ich domu. Uśmiechnął się szeroko i zawołał żonę.



- Józefie, przyjacielu, Maciek nam powiedział o twoim ślubie – odezwała się Maria Szymczyk (bo to była ona). – Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – uściskała go i ucałowała.

- Dziękuję, Marysiu – odpowiedział serdecznie. – Pozwól, że ci przedstawię moją żonę – dodał, całując Alę w czoło. – Alu, kochanie, to jest Maria Szymczyk – mama Maćka i moja wieloletnia przyjaciółka.

- Bardzo mi miło – Alicja uścisnęła jej rękę. – Cieszę się, że mogę w końcu panią poznać.

- Może przestańmy z tą ‘panią’ i mówmy sobie po imieniu – powiedziała Maria, patrząc na nią z sympatią.

- Bardzo chętnie – ucałowały się.

 

Chwilę później, jeszcze ktoś przerwał ich sielankę. Była to pani Dąbrowska, która usłyszała głośne śmiechy, muzykę i tańce, i koniecznie chciała wiedzieć, czy wszystko w porządku. Na jej widok Józef nie uśmiechnął się, tylko lekko westchnął i podszedł do bramy.

- Panie Józefie kochany, czy wszystko w porządku? – zapytała. Była z natury bardzo wścibska i niewiele brakowało, aby weszła i przegoniła całe towarzystwo.

- Oczywiście, pani Dąbrowska – odpowiedział cierpliwie. – Dlaczego miałoby nie być w porządku?

- Bo tak u was głośno, wesoło…

- Mamy akurat małe garden party w gronie przyjaciół. To chyba nie jest zabronione.

- No nie – przyznała. – A czy mogę zająć panu chwilę?

Józef już myślał, że nigdy się nie pozbędzie uciążliwej sąsiadki. Na szczęście u jego boku pojawiła się Alicja i chwyciła go za rękę.

- Wszystko dobrze, kochanie? – zapytała pogodnie.

- Tak, oczywiście.

Szepnęła mu coś na ucha, a on skinął głową, objął ją i pocałował w usta. W blasku słońca błysnęła jego obrączka. Dąbrowska wykrztusiła tylko:

- Tak… Nie będę państwu przeszkadzać. Do widzenia.

Odeszła stamtąd jak niepyszna. Józef roześmiał się.

- Widziałaś jej minę? – zapytał. – Uciekała, aż się za nią kurzyło.

- Nie przejmuj się nią – powiedziała, całując go w usta. – Chodź, Ela i Władek przynieśli torcik, mówią, że to dla nas, żebyśmy go razem pokroili.

- No dobrze – powiedział, – nie chcę, żeby za długo czekali.

Trzymając się za ręce, poszli w stronę przyjaciół. Ela i Władek postawili już torcik na stole, a nowożeńcy wzięli razem do ręki nóż i pokroili torcik, karmiąc się nawzajem. Jasiek dokumentował wszystko swoim telefonem, robiąc zdjęcia.

Przyjęcie trwało do późnych godzin. W międzyczasie dziewczyny zdążyły wszystko pozmywać i sprzątnąć po przyjęciu. W końcu goście powoli zaczęli się wykruszać. Sebastian i Violetta pożegnali się jako pierwsi.

- No, Alu, nie będę żądał od ciebie, żebyś w poniedziałek stawiła się w pracy – zażartował Sebastian, puszczając do niej oczko. – Przyjedź, jak tylko wszystko ogarniesz.

- Oczywiście. Dziękuję, że przyjechaliście. I dziękuję za fryzurę i makijaż – dodała, ściskając serdecznie Violettę.

- Nie ma sprawy – odpowiedziała wesoło Violetta.

Kinga i Jasiek już wcześniej umówili się, że zabiorą się z Sebastianem i Violettą. Ela, Julek i Władek również pożegnali się z Alicją i Józefem; Ania zgodziła się (na specjalną prośbę Maćka i jego mamy) na nocleg w Rysiowie. Beatka była zmęczona po całym dniu i szybko poszła spać. Nowożeńcy zostali sami w pokoju Józefa.

- Napijesz się wina? – zapytał, podając jej kieliszek.

- Chętnie – uśmiechnęła się. Zgasiła światło i podeszła do męża.

- Moja żona, Alicja Cieplak – powiedział do niej, obejmując ją i stukając się z nią.

- Mój mąż, Józef Cieplak – odpowiedziała, całując go w usta.

Wypili razem wino, a potem spędzili ze sobą cudowną noc, pierwszy raz jako mąż i żona.

 

Krótko po ślubie ojca Jasiek postanowił, że odwiedzi Ulę w Gdańsku, jeszcze przed rozpoczęciem studiów. Alicja podała mu dokładny adres dziewczyny, toteż szybko się spakował i wyjechał na kilka dni do Gdańska. Już w pociągu zadzwonił do Uli i uprzedził ją, że przyjedzie do niej w odwiedziny. Ula obiecała czekać na niego na dworcu i kiedy tylko pociąg zajechał na stację, oczekiwała brata niecierpliwie. W końcu Jasiek poprawił plecak na ramionach i wyszedł z wagonu. Rozejrzał się po stacji, a siostra podeszła do niego.

- Jasio! – ucieszyła się na jego widok i serdecznie go uściskała.

- Cześć – powiedział. – Dobrze cię widzieć.

- Chodźmy do mnie, pewnie jesteś zmęczony. Napijemy się herbaty i spokojnie pogadamy.

Kiwnął głową i poszli razem w stronę mieszkania dziewczyny.

Na miejscu Ula przygotowała herbatę dla siebie i brata. Jasiek odstawił plecak w korytarzu i usiadł obok niej w salonie.

- I tak, co słychać w Rysiowie? – zapytała.

- Wiele się dzieje – uśmiechnął się brat. – Nie wiem nawet, od czego tu zacząć.

- No mów, wszystko od początku.

- No to tak… Beatka zaczęła naukę w podstawówce.

- No patrz, a mnie przy niej nie było – rozczuliła się.

- W maju Beti idzie do Pierwszej Komunii Świętej – dodał brat. – Tak zwana „wczesna Komunia”. Mam nadzieję, że przyjedziesz.

- Nie wiem, jak to zrobię; ale na pewno przyjadę – obiecała. – A ty zdałeś maturę?

- Zdałem maturę – przytaknął – i za chwilę zaczynam studia informatyczne na polibudzie.

- Super – ucieszyła się. – A gdzie mieszkasz? Wynajmujesz coś?

- Nie; mieszkam w mieszkaniu Ali; a właściwie mieszkamy razem z Kingą. Bo ty nie wiesz najważniejszego; tata ożenił się z panią Alą… to znaczy z Alą, bo przeszliśmy na „ty” – uśmiechnął się – i ona teraz mieszka u nas w Rysiowie.

O kurde blaszka… A to ci niespodzianka.

- Żartujesz! – powiedziała, nie mogąc powstrzymać entuzjazmu. – Czyli w końcu się pobrali.

- Tak – potwierdził. – Chcesz zobaczyć zdjęcia? Mam je na telefonie.

- Jasne, pokaż – powiedziała.

Brat podał jej telefon i pokazał zdjęcia. Przeglądała je, komentując głośno kreację Ali. Była też ciekawa gości na ślubie i świadków. Po chwili oddała mu telefon, kręcąc głową z zaskoczeniem.

- Super – powtórzyła zadowolona. – Wiedziałam, że tata i Ala są sobie bliscy, ale że się w końcu pobiorą…

- Ja też w to nie wierzyłem, ale to prawda. Tata naprawdę jest szczęśliwy. Kocha Alę, a Ala jego. Ma pełne prawo ułożyć sobie życie na nowo.

- Jasiu, a… od kiedy ty mówisz do Ali po imieniu? – zaciekawiła się.

- Zaproponowała mi to w dniu, kiedy zaręczyli się z tatą. A Beti mówi do niej ‘mamo’.

- Cieszę się.

- A co u ciebie? – zatroszczył się brat. – Masz pracę?

- Tak, mam pracę. Jestem konsultantem do spraw finansowo-ekonomicznych – uśmiechnęła się. – Z zaawansowanym niemieckim. Często wyjeżdżam służbowo do Berlina, poznałam tam wielu sympatycznych ludzi. Zarabiam 5000 € miesięcznie plus dochodzi do tego premia.

- No, to są solidne zarobki – uśmiechnął się szeroko. – To ponad 20.000 zł. Gdzie byś tyle zarobiła?!

- To prawda. Mniej więcej tyle dostaję, ale wszystko zależy od kursu euro na dzień wypłaty.

- No tak – zgodził się z nią.

 Rewelacje przekazane przez Jaśka były kolejnym powodem, dla którego Ula ponownie sięgnęła po pamiętnik.

A więc tata ożenił się z Alą. To bardzo dobrze. Od śmierci mamy tata był sam, poświęcił się w całości dla mnie, Jaśka i Beatki. W pełni zasługuje na to, żeby być szczęśliwy. A ja już od dawna modliłam się o to, żeby Ala została w naszej rodzinie; żeby została panią Cieplak; żeby została… naszą nową mamą.

Zawahała się. Po chwili wróciła do pisania.

Beti nazywa Alę swoją mamą. Rozumiem ją w pełni. Mama przecież umarła na skutek komplikacji po porodzie. Tata zamiast dwóch słoneczek przywiózł do domu tylko jedno. Wiem, że bardzo kochał mamę i nigdy o niej nie zapomni; ale Ala weszła w naszą rodzinę tak naturalnie, jakby tu było jej miejsce. Przy tacie, przy nas… Ja też kocham Alę jak matkę. Myślę, że gdybym tylko się uparła, a ona nie miała nic przeciwko temu, mogłabym powiedzieć do niej ‘mamo’, i wcale bym nie czuła się z tego powodu winna.